Nasz Nowy Sąsiad nigdy nas nie zrozumie. Nie ma opcji. Stara się, próbujemy nawet jakoś pomóc, ale już wiemy, że nie da rady chłopina…
Mówi na przykład, że nasz stosunek do turystów jest co najmniej zastanawiający… Jak usłyszał to Edek Psiajucha, ledwie go powstrzymaliśmy.
– Stosunek?! – wrzeszczał. – Stosunek?!!! Ty zboczeńcu obleśny ty!
Ktoś mu wreszcie wytłumaczył o co chodzi, ale Edek stygnie długo – już do końca pozostał w gotowości…
– To może spróbuję z innej beczki – nie poddawał się Nasz Nowy Sąsiad. – Chodzi o to, żeby otworzyć się na innych. Teraz tak łatwo się wypromować, zaprezentować światu… jak to mówią: sprzedać się…
– No nie wytrzymam! – nie wytrzymał Psiajucha. – Co ty człowieku wygadujesz? Kogo ty chcesz sprzedać?! Nas?!
Nasz Nowy Sąsiad patrzył tak, jak patrzy ktoś, kto nas nigdy nie zrozumie.
– Chwila! – zawołała Sołtyska (Dobromira, pamiętacie?), a wołać potrafi tak, że nawet Psiajucha milknie. – Nasz Nowy Sąsiad nie zna faktów. Gdyby ktoś go zapoznał, byłoby prościej… A więc? – powiodła po nas wzrokiem. Każdy chciał jej pomóc, ale nikt nie ufał swojej pamięci.
– OK, powiem ile pamiętam, najwyżej mnie poprawicie – westchnęła.
Nie wiedzieć jak i kiedy utworzyliśmy krąg, a wewnątrz niego znalazła się ona, Nasz Nowy Sąsiad, jego syn i córeczka. Dzieci wtuliły się w ojca w oczekiwaniu na zapewne wstrząsającą, ale i pouczającą epicką opowieść.
– To było w czasach kiedy jeszcze bardzo lubiliśmy turystów – zaczęła Dobromira. – W najgorszym wypadku traktowaliśmy ich obojętnie. Włóczyli się tu czasem bez celu, czasem pytali czy można kupić trochę jaj czy mleka… Kiedyś ktoś ukradł kurę, ale wieść o tym co robimy ze złodziejami rozeszła się tak skutecznie, że nawet w sąsiednich powiatach kradzieże ustały całkowicie.
– Zabiliście go? – zapytała cichutko córeczka Naszego Nowego Sąsiada, przy czym bardzo starała się nie patrzeć na Sołtyskę.
Za to Dobromira wpatrywała się w nią. Do chwili aż dziewczynka uniosła głowę i spotkały się ich spojrzenia.
– Hmmm… interesująca sugestia… Co na to twoi rodzice? – Sołtyska przeniosła wzrok na Naszego Nowego Sąsiada, ale on nie chciał tracić czasu na rozważania dlaczego młode pokolenie ma akurat takie wyobrażenie o prawie i sprawiedliwości.
– Wszystko przez te gry… – skwitował jak na rodzica przystało. – Wróćmy do tematu: zatem dawniej lubiliście turystów. To już cała bajka?
– To nie bajka – obruszyła się nieco Dobromira. – Tak było naprawdę! Aż do chwili, kiedy przyjechała telewizja, żeby przeprowadzić wywiad z mieszkańcami…
– A co ich naszło?! – zdziwił się Nasz Nowy Sąsiad.
– No właśnie. Ciągle się nad tym zastanawiamy. Tak czy owak stało się nieszczęście: spotkali Grześka Ściemiocha. Zapytali go dlaczego nasza wieś jest taka niezwykła. Grzech się zdziwił, ale nie dał nic po sobie poznać i zaczął, jak to Grzech, pleść trzy po trzy, byle było zabawnie. Uwierzyli we wszystko, robili zdjęcia, filmowali co gadał i co pokazywał…
Dobromira zawiesiła głos, a Nasz Nowy Sąsiad gapił się na nią z rosnącą niecierpliwością.
– Wielkie rzeczy! – powiedział wreszcie. – No i co takiego Ściemioch mógł powiedzieć czy tym bardziej pokazać w naszej wsi?
– W tym, rzecz, że właściwie nic nie było do pokazania, a on pokazał – westchnęła Sołtyska.
– Ale… przecież to bez sensu! – Nasz Nowy Sąsiad rozglądał się bezradnie, sprawiał wrażenie skołowanego.
Nie unikaliśmy jego wzroku. Zgodnie pokiwaliśmy głowami.
– No to może podacie mi jakieś przykłady? – poprosił.
– Mówisz i masz: skoki z fajnej wieży w studnię bez dna…
– Resztki fajnego pomnika naszego przeciwnika…
– Zaczątek czegoś fajnego, co nigdy nie zostanie skończone…
– Fajne Muzeum Muzealnictwa Fajnie Sponsorowanego…
– Nocleg w fajnym pałacu pod nieobecność właściciela…
– I inne wymysły Ściemiocha! – przerwała nagle Sołtyska, jakby nie mogła już tego słuchać. – Dajcie spokój, po co do tego wracać?
– Bo narobił wstydu! – krzyknął Furiat, z taką złością jakby wszystko wydarzyło się wczoraj. – Pamiętacie ten najazd turystów i… i ten ich śmiech?
– Tylko się nie rozpłacz! – odezwał się wtedy Grzechu. Nawet nie wiedzieliśmy kiedy nadszedł. – Nie będę się wam tłumaczył, ale powiem tyle, że oni w ogóle nie byli ciekawi, co jest fajnego w naszej wsi. Jak zaczął żem opowiadać o jeziorze co się pojawiło w dziurze po torfie i o naszych oswojonych bobrach, to tylko machnęli ręką. Ciągle tylko pytali o tych… jak im tam…
– Nieważne Grzesiu – weszła mu w słowo Durnicha. – Nawet nie próbuj sobie przypomnieć. Kto chce, sam zobaczy. To była tylko reklama tych… jak im tam… Ich, nie naszej wsi.
Po chwili dodała jeszcze:
– Nie tylko dla kamieni i wielkich atrakcji ludzie po świecie gonią. Turyści to goście. Uśmiechnąć się do nich trzeba, ugościć, pogawędzić muchy odpędzając… Niektórzy tylko tego potrzebują. Dla nich zwykłość jest najbardziej niezwykła…
Phi! Nic tu nie ma o marzeniach Grześka, choćby o kultywowaniu tradycji tych co tu byli przed nami i choćby o odbudowie budowli dedykowanej dla kogoś kto bardzo ciężko pracował żeby skutecznie zgermanizować nasze tereny czyli wyplenic polskość. Bohater, ale bardzo nie nasz. No i bandżi , bangee czy jak mutam, nie ma,ale i tak dziękuję.,
Bangee może nie ma, ale 2 hotele to juz są. Nie wiem, na który się zdecydowac- Kałki czy Srokowski Dwór. Może ktoś już był i podpowie, gdzie przyjemniej.
Szanowna Pani czasami czytam te Pani opowiadania i zastanawiam się do kogo są one adresowane.Pisze Pani ”poetyckim i bardz pokrętnym ” językiem i mam wątpliwości czy każdy je rozumie,dlatego może warto by było pisać bardziej ”zrozumiałym językiem”.Pozdrawiam i życzę zdrowia w nowym roku.
Szanowny sąsiedzie!
Cieszę się, że czytasz, ubolewam, że tylko „czasami”, ale – spokojnie! – dam radę z tym żyć 🙂
Do kogo są adresowane moje opowiadania? Nie da się pisać dla wszystkich. Dla każdego były książki telefoniczne, ale wcale im to nie pomogło – poszły w zapomnienie. Ja piszę dla Czytelników, którzy rozumieją i dla tych, którzy chcą zrozumieć. Cenię sobie jednych i drugich, no i sama się dobrze bawię 🙂
Język, którym się posługuję nie jest ani poetycki (no, może odrobinę), ani pokrętny (stanowczo!). Jeśli czasem czytasz, to znaczy, że wracasz. Może właśnie dla tej specyfiki ciut-poetycko-niepokrętnie-intrygującej? Czyli rozumiesz! Szach-mat.
Pozdrawiam w Nowym Roku. Zajrzyj częściej, zapraszam z całego serca 🙂