Wielu z nas nie czuje się już bezpiecznie w naszym cichym mazurskim zakątku.
Od jakiegoś czasu (rok? dwa lata?) mieszkańcy Srokowa coraz częściej miewają nieproszonych gości: łosie. O ile widok tych dzikich, dostojnych zwierząt wciąż jeszcze zachwyca turystów, o tyle my napatrzyliśmy się aż nadto.
Oczywiście można nie patrzeć, minąć obojętnie i uśmiechnąć się tylko na widok mieszczucha z wypiekami na twarzy fotografującego wielkie zwierzę zżerające rolnicze uprawy. Nie da się jednak nie patrzeć na bydlę stojące na naszym podwórku, w sadzie, na podjeździe, przed drzwiami wejściowymi. Nigdy nie wiesz, czy nie zaatakuje, bo właśnie uznało, że przekroczyłeś jego strefę komfortu. Za to wiesz, że zaatakować potrafi…
Zżera uprawy w sadach i ogrodach, a przy tym czyni inne szkody: niszczy ogrodzenia, łamie drzewka, zanieczyszcza posesję odchodami. Niweczy zatem naszą ciężką pracę i naraża na koszty.
W ostatnim czasie doszło do dwóch ataków łosia na psy: jeden został poturbowany na własnej posesji, drugi podczas spaceru z właścicielem. Byłam świadkiem, jak rowerzyści tarabanili się z rowerami na drogę asfaltową (tuż przed tablicą „Srokowo”, od strony Kętrzyna), bo na ścieżce rowerowej stał olbrzymi łoś, drugi kilkanaście metrów dalej.
Zastanawiam się, jakie mam szanse, gdy zabraknie czasu albo sposobu na uniknięcie takiego spotkania? A jakie szanse ma dziecko? Jakie osoba starsza?
.
Tragedia to tylko kwestia czasu.
Najwyższy czas na działanie, bo naturze niestety nie można powierzyć misji ograniczenia liczebności łośków – choćby z tego powodu, że w naszym klimacie nie mają one naturalnych wrogów. Wilki? No faktycznie! Wystarczy, że ruszą całą sforą. Jak będą bardzo kulturalne, to przez Srokowo przemkną cichutko. OK, zostawmy to wilkom. Niech się mnożą, niech się sforują, niech im łośków nigdy nie zabraknie!
Szkoda tylko, że nie można ich wezwać do padłego łosia. Czy wiecie, że jeśli ten (czy inny) zwierzak zechce oddać ducha na Waszym terenie, musicie pokryć koszty utylizacji?
Dobrze, że to nie dinozaury – nie dałoby się zakopać po cichutku…
Artykuł na czasie. Wyobraźmy sobie, że zamiast łosia tam spacerują czyjeś krówki. Sprawa została by rozwiązana od razu, a właściciel pociągnięty do odpowiedzialności i usunięcia szkód. Może trzeba sobie zadać pytanie- kto ponosi odpowiedzialność za łosie i czyją są własnością?