Problemu narastającej przemocy wśród młodzieży gimnazjalnej oczywiście nie rozwiążemy tylko dlatego, że dotarła w końcu do nas; pamiętajmy, że dotyczy całego pokolenia. Przyczyny są tak różnorodne, że wskazanie szkoły lub rodziców jako winnych grzechu zaniedbania jest tylko ślizganiem się po temacie. Jak świat światem dzieci w tym wieku robiły rzeczy dziwne, a czasem nawet straszne (wspomnijmy sobie nasze lata chmurne i durne), tylko wiadomość o tym nie obiegała kuli ziemskiej w pół minuty. To po pierwsze.
Po drugie – oczywiście – śmiesznie łatwy dostęp do informacji i scen, przed którymi chroniło się kiedyś dzieci, spowodował, że widzą one i słyszą na co dzień tyle okropności, wulgaryzmów, cierpienia i przemocy, że jest to dla nich chlebem powszednim. Myślę, że albo u wielu z nich nie wykształciła się, albo wcześnie zamarła naturalna ludzka wrażliwość.
Tu uderzmy się w pierś: jak to jest z naszą wrażliwością i rozsądkiem. Może kilka przykładów:
– dorosły syn wyzywa starych schorowanych rodziców, prawdopodobnie znęca się nad nimi…
– mąż bije swoją żonę, matkę swoich dzieci, a w końcu i dzieci, które po latach biernego uczestniczenia w domowej przemocy mają problemy z nauką, koncentracją, zachowaniem…
– matka mówi na ulicy do pięcioletniej córeczki: „muszę cię dziś opier..lić”…
– dzieci stojące na przystanku, w sklepie, na ulicy, nawet tuż po wyjściu z kościoła mówią takim językiem, jakiego jeszcze parę lat temu nie używał najgorszy łachudra….
… ale nikt nie reaguje…
Dlaczego?!
Dlaczego godzimy się na przemoc za ścianą? Przecież to ona rodzi przemoc w szkole, która może dotknąć nasze dzieci lub spotkać nas na ulicy.
Dlaczego nie zwracamy uwagi wulgarnym dorosłym? Czy to strach przed ich reprymendą i agresją? Jeśli tak, to nie dziwmy się, że w gimnazjum dzieje się źle. Jeśli nie – to dlaczego milczymy? Przemawia przez nas obojętność?
Dlaczego dzieci mają poczucie bezkarności? Może dlatego, że świadkowie ich popisów POZA szkołą i POZA domem są ślepi i głusi? Może dlatego, że rodzice nienależycie pełnią swoje funkcje, a może dlatego, że borykają się z problemami, które ich przerastają? Może rzeczywiście nauczyciele nie wywiązują się z obowiązków, a może to radosna twórczość prawodawców spowodowała, że uczeń ma więcej przywilejów niż nauczyciel praw?
Zmierzam do tego, że bez współpracy WSZYSTKICH dorosłych – nasze dzieci będą pokoleniem straconym. Zapomniane (bo uznane za „komunistyczne”) hasło: „Wszystkie dzieci są nasze”, wcale nie przestało być mądre i aktualne. Zacznijmy tak je traktować, zacznijmy współpracować dla dobra naszych dzieci i wnuków: niech nie słyszą słów i opowieści nie przeznaczonych dla ich uszu, nie podważajmy w ich obecności autorytetu Szkoły czy Policji (nawet jeśli w którejś z tych instytucji pracuje osoba, o której nie mamy dobrego zdania, to na co taka wiedza dziecku?), nie obrażajmy się gdy (nawet nie lubiany) sąsiad powie, że nasze dziecko nie jest idealne; uczmy dzieci odwagi, która pozwala walczyć o siebie i innych niekoniecznie z użyciem pięści, pokażmy, że zgłoszenie przemocy nie jest donosicielstwem, lecz prawidłową ludzką reakcją; uwrażliwiajmy je na krzywdę słabszych.
Można jeszcze wiele na ten temat napisać (bardzo długo i bardzo nudno) – chciałabym, aby powyższe słowa trafiły do serc Ludzi Więcejwidzących, reszta niech się kisi po Ciemnej Stronie Mocy.