Niemałym kosztem[1], w pocie czoła i pomimo lamentu naszych kobiet[2], zarybiliśmy staw[3]. Było to jakiś czas temu. Kiedy ryb zrobiło się bardzo dużo[4] uzgodniliśmy, że już czas na Wędkowanie. I wtedy zaczęły się problemy:
Jeden przyszedł z dwoma szwagrami, drugi z sześcioma wędkami, trzeci z siecią, a czwarty z granatem. Zrozumieliśmy, że trzeba sprawę potraktować poważnie, bo ktoś może stracić kończyny. Założyliśmy Stowarzyszenie Miłośników Kończyn. Wybraliśmy Prezesa i jego Doradców. Mieli się zbierać i radzić o ważnych dla naszego stawu sprawach. I wtedy zaczęły się problemy:
Doradcy narzekali, że prezes nie liczy się z ich zdaniem, sam podejmuje decyzje, a jak coś jest nie tak, to pokazuje paluchem na nich. Ktoś powiedział, że możemy przyjść na posiedzenie i sami zobaczymy jak to wygląda. Przyszedł z nami Nasz Nowy Sąsiad, bo właśnie zdobył kartę wędkarską.
Udało się za czwartym razem, pierwsze trzy podejścia były bezowocne, bo Prezes nie przyszedł. Regulamin mówił co prawda, że powinien się usprawiedliwić, ale Prezes zna przepisy lepiej:
– Panowie, trzeba czytać Regulamin! Paragraf 142 punkt 17 „Skład rady SMK jest pełny, gdy obecny jest prezes i co najmniej połowa doradców”, podpunkt 1: „Gdy prezes nie może się stawić na radę powinien uprzedzić doradców”, podpunkt 112: „Gdy prezes nie ma możliwości uprzedzić o swojej nieobecności, bo go na przykład nie ma i nie wziął ze sobą telefonu – to trudno, trzeba zwołać radę w następnym terminie”.
– Ale jak to?! A jak znowu pan nie przyjdzie?!
– No toć mówię: Paragraf 142 punkt 17, podpunkt 112! Prawda panie Doradco do Spraw Związanych z Regulaminem?
– Zgadza się Panie Prezesie!
– Ale… Przecież on sam to wszystko wymyślił!
– Nie ma „ale”! Tak, sam napisałem Regulamin, ale wy go mieliście przeczytać, a potem zaakceptować. W tej kolejności, panowie!
– Trzeba zmienić przepisy!
– Nie ma takiej możliwości: paragraf 2435: „Regulamin nie może ulec zmianie do końca świata!”
– Ależ to bez sensu!
– Może to i tak wygląda, ale jak się nad tym zastanowić to nie Regulamin pozbawiony jest sensu tylko sens jest nieuregulowany.
W takich sytuacjach milkniemy, bo robi nam się głupio – nie jesteśmy pewni czy Prezes właśnie podzielił się z nami głęboką prawdą, czy może po prostu się z nas nabija[5].
Wtedy właśnie głos zabrał Nasz Nowy Sąsiad: – O ile się nie mylę, wybieracie Doradców Prezesa spośród siebie, aby mu doradzali dla waszego dobra. Nawet jeśli nie dopilnowali sprawy Regulaminu, no cóż! mylić się jest rzeczą ludzką. Chyba jednak zasługują na szacunek, skoro im zaufaliście. Kto nie szanuje tych co działają w waszym imieniu – was nie szanuje!
Postanowiliśmy coś w tej sprawie zrobić. Nasz Nowy Sąsiad przeczytał Regulamin i podsunął nam pomysł jak przyciągnąć Prezesa na obrady. Po prostu urządziliśmy je w plenerze nad stawem, kiedy Prezes podszedł blisko zwabiony pobrzękiwaniem butelek, ktoś powiedział:
– No nareszcie pan Prezes wyrwał się jakoś na zebranie!
– Ale jak to? Nie ustalaliśmy nowego terminu, nie miałem informacji!
– Paragraf 367, punkt 83: „w sprawie ustalania terminów spotkań” podpunkt 31: „Jeśli spotkanie zwołuje się w celu przyznania Prezesowi nagrody za całokształt – może się odbyć w dowolnych okolicznościach”. A oto list dla pana: „Brawo panie Prezesie, ponieważ jest pan człowiekiem zbyt zajętym żeby należycie zadbać o nasze sprawy, informujemy, że jutro przystępujemy do nowych wyborów, oto nagroda za całokształt (tu wręczono mu skrzynkę piwa), dziękujemy i do widzenia!”
Prezes był nieco skołowany, patrzył pytająco na Doradcę do Spraw Przestrzegania Regulaminu, a ten kiwał głową na potwierdzenie, że naprawdę – o zgrozo! – znaleźliśmy lukę, która go praktycznie wykluczyła z gry. Piliśmy do zmierzchu. W południe, lekko skacowani[6] przystąpiliśmy do tajnego głosowania. O dziwo pojawił się też były prezes. Pioter Wolnomyślący[7] z przyzwyczajenia zgłosił jego kandydaturę. Zagłosowaliśmy, policzyliśmy głosy.
Prezesem został były Prezes. Wszystko jest jak dawniej. Jakoś lżej oddychać. Nie wszystko jest po naszej myśli, ale wiadomo, że nawet jeśli Prezes jest temu winny i tak zawsze wie, komu wytknąć błąd.
Nasz Nowy Sąsiad sprawia wrażenie zagubionego. Ale to nic – jeszcze kilka kadencji i przyzwyczai się… Ktoś mu powiedział:
– Sąsiad! spokojnie, przyjdzie czas i zmądrzejesz w tych sprawach!
Nasz Nowy Sąsiad popatrzył na nas jakby ze smutkiem i odparł:
– Tak, mam nadzieję, że naprawdę Każdy Kiedyś Coś[8] zrozumie…
A potem dowiedzieliśmy się, że powstał w naszej wsi Klub Przyjaciół Stowarzyszenia Miłośników Kończyn. Pioter Wolnomyślący tak intensywnie myślał po co komu taki klub, że do tej pory musimy mu przypominać o oddychaniu. Czekamy co wymyśli. Coś wolno mu idzie…
————————–
[1] Sporo piwska poszło!
[2] … z tego samego powodu co w przypisie powyżej…
[3] Po paru butelkach Pioter Wolnomyślący opowiadał z uporem, że „zastawiliśmy ryb”, po kilku kolejnych wszyscy tak mówiliśmy. No, zmylił nas!
[4] Niektórzy z nas widzieli, jak parę ryb zaczęło szukać nowego miejsca do życia. W ostatniej chwili zatrzymaliśmy je na przystanku. Były spakowane i gotowe do drogi. W reklamówce.
[5] Boimy się powiedzieć to głośno, ale mamy podejrzenia, że jedno i drugie…
[6] Nawet ci co nie pili mieli niewyraźne miny.
[7] Nie mylić z „wolnomyślicielem”!
[8] Prawda, że brzmi złowieszczo?