Nadchodzą z pewnością niezapomniane święta.
Bez należnej im celebry, bez radości, może nawet bez rodziny… Jednocześnie mają szansę stać się tymi najbardziej refleksyjnymi, a więc najbliższymi idei, z której wyrosły.
Można oczywiście w nieskończoność dywagować: dlaczego przyszło nam tego doświadczać? wina to człowieka czy zasługa Boga? czysty przypadek czy chichot Losu? Zawsze jednak domysły pozostaną domysłami. Teorie spiskowe znajdą milion za i przeciw niezależnie od liczby komisji powołanych do ich wyjaśnienia, a Los dalej będzie nami igrał.
Wiara z pewnością wyjaśni sens wydarzeń, a kto żyje bez niej, znajdzie własny sposób, żeby zrozumieć ich przebieg i oswoić zdumienie.
Co to właściwie jest? Reset? Inicjalizacja systemu? Aktualizacja Matrixa? W każdym razie coś, co prawie na pewno zmieni oblicze świata.
Najlepsze jest to, że wszystkich traktuje tak samo: ogranicza wolność, pozbawia poczucia bezpieczeństwa, wyzwala pierwotne lęki, osacza – cicho i podstępnie.
Nie jesteśmy w stanie sprawdzić co naprawdę groziło nam w dniach, które mijają w tak niespotykanych okolicznościach…
Możemy jednak wyciągnąć wnioski: czy sprostaliśmy wyzwaniu, czy zachowaliśmy się odpowiedzialnie, czy nikogo nie zawiedliśmy, czy mamy dostatecznie bogate życie wewnętrzne, żeby przez parę tygodni przetrwać we własnym towarzystwie, czy opracowaliśmy jakiś patent, żeby następna kwarantanna nie bolała już tak bardzo?
Nawet jeśli nie nadejdzie zapowiadana druga fala pandemii, doceńmy to, czego doświadczamy dzięki pierwszej: czy nie otworzyła nam oczu? czy nie pozwoliła zrozumieć jak wiele mamy, choć wciąż na coś narzekaliśmy? czy to nie dzięki niej zrozumieliśmy na czym naprawdę nam zależy?
Zapamiętajmy choć tyle, że najtrudniej żyć bez spotkań z rodziną i przyjaciółmi, bez normalnego rytmu pracy, bez planu na następny dzień, bez podania ręki, bez drobnych, niekosztownych przyjemności i bez pewności, że wszystko da się załatwić, naprawić i… przeżyć.
Zaraza niebawem przeminie. Jeśli przyszła po to, żeby nas czegoś nauczyć, to może jej nie prowokujmy – niech odejdzie w przekonaniu, że jest świetna nauczycielką. Bo jest, prawda?
Są wśród nas ludzie, którzy jeszcze długo przed pandemią i oficjalną kwarantanną , z własnego wyboru zamknęli się w czterech betonowych ścianach, z dala od rodziny, twierdząc, że jej nie potrzebują…, ze znajomymi w sieci, twierdząc, że ci realni to debile…, z artykułami pierwszej, drugiej i dziesiątej potrzeby od dawna zamawianymi online,bo te ze sklepowych półek są dotykane setkami brudnych rąk… Czy takie osoby coś zmienią w swoim myśleniu i podejściu do tego, co naprawdę ważne??? Czy cała ta, dla większości z nas nowa i trudna, sytuacja czegoś ich nauczy? Coś im uświadomi??? A może tylko zacierają ręce z satysfakcją, że setek tysięcy debili mniej na tym świecie…? Zwłaszcza tych starych nikomu niepotrzebnych… I tych, co do tej pory nie nauczyli się dbać o higienę… Bo przecież to ich wina, że zachorowali…
Często nam się wydaje, że niektórych Życie musi naprawdę porządnie skopać, żeby zauważyli, ile mają szczęścia w tym, co po prostu jest wokół nich. I patrzymy, Życie ich doświadcza, a oni nawet tego nie widzą… Bo wygodniej, bo łatwiej, bo bezpieczniej jest nie widzieć i nic nie zmieniać.
Nie czekajmy na tragedię, by zacząć doceniać i cieszyć się tym, kogo i co mamy. A każdy z nas ma na tyle dużo, żeby zostało mu to odebrane.
„Ulica Miła wcale nie jest miła/ Ulicą Miłą nie chodź moja Miła…”
Znasz to, Miłko?
Gorzkie są Twoje obserwacje… Zawęziłaś krąg otaczających Cię ludzi i opisałaś ich tak, jakby stanowili większość. Mam nadzieję, że się mylę. Możliwe, że mylę się z przewrażliwienia, bo coraz częściej słyszę jacy okropni jesteśmy jako gatunek, że niszczymy planetę, że jesteśmy najgorszym złem dla siebie nawzajem… Sporo w tym prawdy, ale chcę wierzyć, że dotyczy niewielu, że z natury jesteśmy dobrzy i wrażliwi. Jestem naiwna?
Zgadzam się ze słowami, że każdy z nas ma na tyle dużo, żeby coś stracić. Trzeba to chronić, żeby było czym się dzielić 🙂
Pozdrawiam
Do Miłki.
Naprawdę ważne jest, co myślą ci, o których piszesz? Ci zamknięci przed pandemią na własne życzenie? To chyba ostatni ludzie, o których powinniśmy się martwić, no chyba, że wyjdą na ulicę z bronią, kiedy im się we łbach coś poprzestawia i będą szukać wyimaginowanego wroga. Mam wrażenie, że bardziej godni naszego zainteresowania są ci osamotnieni wbrew swojej woli – samotni starsi ludzie, dzieci i dorośli, którzy żyją w przemocowych rodzinach, gdzie ich oprawcy mają „czas żniw”, ludzie borykający się z depresją i innymi chorobami psychicznymi, ludzie, którzy tracą źródła dochodu i jednocześnie grunt pod nogami. Tu jest problem i o nich się martwię. A nie o nielicznych, którzy czekali lata na czasy, które nadeszły i mówią „a nie mówiłem”…
Mam nadzieję, że służby, które zostały do tego powołane znajdują sposoby, aby działać nadal, bo teraz powinny pracować i niekonwencjonalnie i wyjątkowo skutecznie. Czasem mam wrażenie, że szeroko rozumiana służba publiczna zamknęła się w biurach i uznaje, że wystarczy info na ich stronach w stylu „prosimy o kontakt mailowy i telefoniczny, godziny naszej pracy zostały skrócone w związku z covid-19…”
Basiu!
Który fragment mojej wypowiedzi sprawił, że pomyślałaś o zawężonym kręgu otaczających mnie ludzi, który ma odpowiadać za większość? Szczęśliwie, jest to mylne wrażenie. Krąg moich znajomych jest faktycznie wąski, ale są to ludzie doceniający i pielęgnujący relacje międzyludzkie : wrażliwi i dobrzy. Bo ja nie tylko wierzę, ale jestem przekonana, że ludzie z natury są właśnie tacy. Nawet psychopatyczny morderca potrafi zachwycić się lekkością motyla. Ale to, co dalej dzieje się z tą dobrocią i wrażliwością, jest tematem odrębnej i, bez wątpienia, ciekawej dyskusji.
A wracając do tych zamkniętych z wyboru – nie zaprzeczajmy, że ich nie ma i jeśli znajdują się w naszym bliższym lub dalszym otoczeniu, to mają wpływ na kształtowanie naszej opinii o ludzkości – o tym, dokąd zmierza i jakimi ścieżkami. I choć są one różne, mniej lub bardziej kręte, mniej lub bardziej wyboiste, to i tak się krzyżują z naszymi. A kiedy droga człowieka, który staje się dla nas w jakiś sposób bliski, przetnie się z naszą, to naprawdę trudno jest się nie zatrzymać i nie westchnąć : „Szkoda.”.
Rośnie kolejne pokolenie, które w świecie wirtualnym porusza się sprawniej i odważniej niż w świecie realnym. Część tego pokolenia przełoży to na życie realne i wykorzystując otwarte ramiona Świata, świadomość ogromu możliwości i swojej wartości, porzuci rodzinę i ruszy poznawać nieznane, odkrywać nieodkryte (choćby samego siebie, co jest najwspanialszym odkrywaniem!). Z kolei część tej części nawet z najodleglejszego zakątka Ziemi czy wkrótce Kosmosu, nadal będzie dbać o relacje rodzinne i przyjacielskie, ale gdy dzielisz całość na kolejne części, to w końcu otrzymasz mniejszość tych, których wartości i potrzeby są zbliżone do Twoich. Na szczęście tu nie ilość jest najważniejsza, ale jakość! W jakości naszych relacji jest siła. Nie traćmy więc ani siły, ani nadziei, ani wiary w drugiego człowieka.
Taaa… Czyli zgadzasz się ze mną czy nie?
Ale… W której kwestii dokładnie mam się zgodzić lub nie…? Zgadzam się bezspornie, że jesteśmy z natury dobrzy i wrażliwi. Wszyscy.
Do Gai,
Dla mnie ważny jest każdy człowiek : członek rodziny, przyjaciel, sąsiad, szef, pani z poczty, pijaczek spod sklepu. Każdy z nich czegoś nas uczy, jeśli jesteśmy wystarczająco uważni i wrażliwi. I naprawdę ważne jest to, co myśli każdy z nich, bo każdy z nich ma jakąś historię, z której możemy wydobyć mądrość i wskazówki, jak postępować lub jak NIE postępować. I nie dotyczy to jedynie okresu pandemii koronawirusa, bo prawdziwą pandemią jest właśnie zobojętnienie, znieczulica i żądza władzy. Koronawirus był nam potrzebny tylko po to, żebyśmy nauczyli się właściwie myć ręce!
Ludzie, których wymieniłaś – „samotni starsi (jakby młodsi nie byli samotni…), dzieci i dorośli, którzy żyją w przemocowych rodzinach ZAWSZE powinni mieć zapewnione bezpieczeństwo, komfort i pomoc. Dlatego uważam, że” służby POWOŁANE (piękne słowo!) wcale nie są z powołania. To tylko zwyczajni ludzie, wśród których (podobnie jak wśród księży, nauczycieli, lekarzy, prawników, niań) są na szczęście jednostki z powołania w pełni znaczenia tego słowa, które nie potrzebują zarazy, by dbać o drugiego człowieka.
I po co martwić się o kogokolwiek? Przecież to zmartwienia wywołują ogrom chorób! Nie martw się – działaj! Wydajesz mi się osobą z grupy tych „dobrych i wrażliwych”, o których pisałam z Basią, więc na pewno już dużo robisz, by pomóc bez względu na miejsce i czas, i że to pomaganie z czystego serca nie włączył żaden wirus… Ale mam nadzieję, że u wielu włączy i tak im zostanie!
Do Miłki
Wielopłaszczyznowość i „uniwersalizm” Twoich komentarzy powoduje, że brak mi odwagi ponownie się do nich odnieść. Może trochę później jeszcze raz się zabiorę za analizę i pewnie coś mi się w głowie poukłada…
Nie bój się. Ale bardzo się cieszę, że dajesz sobie czas na przemyślenia i ponowne przeanalizowanie treści. Wszyscy i wszystko ma wiele płaszczyzn, ale nic nie powinno być wypłaszczone;-) Uniwersalizm… Wg mnie Miłość powinna być w swej czystej formie uniwersalna i ponadwymiarowa. Każda Miłość… ta do tzw bliźniego zwłaszcza. Bez ograniczeń czasowych czy wymuszeń sytuacyjnych.
Podoba mi się nasza rozmowa.
Pozdrawiam!
Jak miło czytać kulturalną dyskusję, nawet jeśli sedno spowija zasłona milczenia. W czasach mocnych i niekiedy bezkarnych słów: gratuluję! Komentującym i administratorom.