Oto bajki część druga (i zarazem ostatnia) – jakimi zdjęciami byście ją zilustrowali?
Jakie odnaleźliście tropy?
3. Sówka
Nie mógł nie wrócić do miasteczka. Postanowił zbadać tajemnicę, którą wcześniej przeczuwał podskórnie.
Chciał wynająć pokój w dawnym pałacu, ale okazało się, że wbrew temu, co usłyszał, przeczytał lub obejrzał wcześniej, w królestwie nie było żadnych pokoi hotelowych. Ani karczmy, w której dałoby się zjeść ciepły posiłek o tej porze. Gwoli ścisłości, karczmy, gdzie można by zjeść zimny posiłek, też nie było. Od niechcenia odnotował też zerowy stan amfiteatrów i stacji benzynowych.
Przycupnął na ławce przy dość zaniedbanym skwerku. W szarówce, która powoli ogarniała miasteczko, każda kamieniczka wydawała się bura i nijaka, zaś betonowy dziedziniec, który szczodrze pokrywała ptasia kupa, podziałał na Przybysza przygnębiająco. Podświadomie zaczął rozglądać się za czymś, co uratuje jego wrażliwość i zaspokoi głód. Głód estetyki także.
Okazało się, że tuż za plecami ma piękną rzeźbę. Mógłby przysiąc, że pozował do niej Gnejs, zanim jeszcze nie wyrosły mu rogi. Tam gdzie powinny być, na szczycie gnejsowej głowy, przysiadła sówka.
– Zmarzniesz – powiedziała.
Zenobiusz spokojnie przyjął do wiadomości, że ptak mówi do niego, a on zastanawia się nad sensowną odpowiedzią.
Sówka nie czekała jednak na odpowiedź. Może dlatego, że o nic nie pytała. Zamiast tego dodała:
– Zaprosiłbym cię do mojej dziupli, ale… no sam rozumiesz… metraż mało imponujący.
– Dobrze usłyszałem? – upewniał się Zenobiusz. – „Zaprosiłbym”?! Nie jesteś…
– Dziewczyną? – żachnął się sówka. – Myślisz, że każdy łabędź jest facetem, bo nazywacie go „łabędź”?!
W sumie racja – pomyślał Zenobiusz, a głośno zapytał:
– Czy tu naprawdę nie ma szans na jakiś posiłek?
– Może jeszcze kuchnia lokalna! – parsknął sówka. Aż do tej chwili Zenobiusz był przekonany, że dziobem nie da się parskać. – Bywa – objaśniał tymczasem sówka – ale tylko raz w tygodniu. No nie patrz tak, to historia z innej bajki… Chodź. Zaprowadzę cię tam, gdzie przenocujesz bezpiecznie. Auto zostaw tutaj.
Zenobiusz zarzucił na ramię plecak i bez zbędnych pytań ruszył w noc.
Na tle ciemniejącego nieba majaczyła wysoka góra. Zenobiusz pomyślał, że to o niej mógł mówić Gnejs. (…)
(…ciąg dalszy w zbiorze pt.: „Pankracja”)
Uwielbiam te bajki, dawno nie było… Uniwersalne spostrzeżenia – bezinteresowność to coraz rzadsza cecha, czasem trudno pojąć dlaczego jeden widzi w tobie wroga a drugi przyjaciela, mimo, że jesteś taki samym człowiekiem dla obu, więcej widzi się z dystansu, łaska pańska na pstrym koniu jeździ itd… A wszystko odziane w lokalny koloryt doprawiony odrobiną ironii poszytej mimo wszystko sympatią. Dziękuję i czekam na jeszcze…
Oooo…. Dziękuję! 🙂
Ja też czekam na jeszcze – ono przychodzi samo. Kiedy zechce.
Pozdrawiam, BB
Bardzo fajna bajka! Ja również czekam na więcej.
Treść, styl, nawet tytuł… Już się nie zastanawiam dlaczego Pani nazwisko, a właściwie nazwiska, znalazły się w książce poświęconej zarówno przeszłości jak i teraźniejszości Srokowa. Byłoby wysoce niewłaściwe gdyby tam Pani nie było. Podziwiam, pozdrawiam i oczywiście polecam, bo warto czytać Pani teksty. Nie tylko że względu na „lokalności”, teksty są uniwersalne, tylko mieszkańcom może wydawać się inaczej.
Z ogromną przyjemnością, czyta się teksty, w których się rozpoznajemy ale autor w sposób sobie znany próbuje nam to utrudnić. Prawdziwość tej bajki jest niezaprzeczalna co nie znaczy , że akceptowalna. Mam nadzieję, że w przyszłości bajka będzie tylko bajką. Bardzo dziękuję za możliwość czytania takiego tekstu, który jest wyjątkowo inny i daje tyle do myślenia.
Dziękuję za komentarz.
Mamy podobne nadzieje i marzenia 🙂
Pozdrawiam serdecznie.