Aby uspokoić emocje i domysły dotyczące ubezpieczeń uczniów w naszej szkole zapraszam do lektury:
W protokole nr 7/2016 z posiedzenia Rady Rodziców przy Szkole Podstawowej w Srokowie, które odbyło się dnia 13.04.2016 r. czytamy:
„Podjęto dyskusję dot. ubezpieczenia dzieci w szkole. Obecne ubezpieczenie daje bardzo niskie korzyści, a ponadto szkoła nie informuje rodziców o warunkach umowy. W cenie niewiele wyższej niż ta, którą rodzice obecnie płacą za ubezpieczenie dziecka można by było uzyskać w innej firmie ubezpieczeniowej lepsze warunki. Dyskutowano, że na przyszły rok szkolny należy przygotować zestawienie i dać rodzicom możliwość wyboru wariantu.
Postanowiono, że (Rada Rodziców) zajmie się przygotowaniem ofert firm ubezpieczeniowych, które następnie zostaną przedstawione rodzicom do decyzji. Nawet jeśli rodzice nie wybiorą innej firmy ubezpieczeniowej należy doprowadzić do tego, aby znali dokładne warunki ubezpieczenia.”
Protokół trafił do p. dyrektor, która w żaden sposób nie odniosła się do cytowanego zapisu…
…aż do 5 września, do pospiesznie zorganizowanego zebrania, które miało na celu praktycznie tylko powołanie nowej Rady Rodziców[1]. Gdy ta się ukonstytuowała, członkowie usłyszeli, że ich pierwszym zadaniem jest wybranie ubezpieczyciela dla uczniów[2]. Każdy wie, że dzieci są ubezpieczone do końca września, zabraliśmy się więc spokojnie do roboty oraz uzgodniliśmy termin następnego spotkania, które miało się odbyć za cztery dni tylko po to, żeby dokonać wyboru…
…aż tu nagle, następnego dnia, dowiedzieliśmy się od bardzo zaskoczonej świeżym odkryciem p. dyrektor, że we wrześniu dzieci nie są już objęte ubezpieczeniem!
Dlaczego? Bo PZU ubezpiecza uczniów do 30 września tylko pod warunkiem, że szkoła do końca sierpnia przedłuży umowę, czyli zanim rozpocznie się nowy rok szkolny.
Tego roku szkoła nie przedłużyła umowy, choć przecież nie można było wykluczyć, że nowa Rada Rodziców nie wybierze ponownie tego samego ubezpieczyciela.
Nic nie można było wykluczyć zwłaszcza, że skład Rady Rodziców co roku ulega zmianie i nowi członkowie mogli zwyczajnie nic nie wiedzieć, albo chcieć pozostawić sprawy tak jak były (prawo rodziców do wyboru ubezpieczyciela nie musiało być ich priorytetem)… Zapis w protokole z kwietnia był hasłem do dyskusji, sygnałem, że pora na zmiany, pobożnym życzeniem, że rodzice uczniów skorzystają z możliwości wyboru i docenią, że ktoś o tym w ogóle pomyślał. Bez rozmowy z dyrekcją, która powinna być jego naturalną konsekwencją, zapis ów nie miał mocy sam w sobie, tak jak nie miałby mocy gdyby napisano tam, że na przykład szkoła wręczy wszystkim rodzicom piloty uruchamiające szlaban, albo będzie wypłacać członkom RR pensję…
Tydzień po pierwszym zebraniu Rada Rodziców przedstawiła swój wybór, ale – pani dyrektor, która jeszcze nigdy nie zajmowała się ubezpieczaniem uczniów nie czuła się na siłach, żeby temat pociągnąć. Sytuacja zaczęła wyglądać dość krytycznie: wzorem szefowej nikt nie zamierzał wziąć na siebie odpowiedzialności za ewentualne pomyłki. To nawet zrozumiałe. Niezrozumiałe były tylko sugestie, że szkołę powinna wyręczyć Rada Rodziców (po namyśle dochodzę do wniosku, że była to propozycja żartobliwa, ale wiadomo, że poczucie humoru jest mi obce, więc nie od razu pojęłam…)
Dlatego po burzliwej, a jednak konstruktywnej dyskusji z wychowawcami klas, którzy sugerowali zaproszenie wielu agentów ubezpieczeniowych na ogólne zebranie rodziców (aby wyboru można było dokonać spośród jak największej liczby ubezpieczycieli), Rada Rodziców postanowiła zmodyfikować swoje sugestie i przedstawić rodzicom w specjalnej ulotce nie jednego, a trzech ubezpieczycieli.
Dawało to szansę nie tylko na rzeczywisty wybór, ale też na uświadomienie rodzicom obeznanym z komputerem, że samodzielne ubezpieczenie dziecka (przez internet) jest – nomen omen – dziecinnie proste. Pozostali rodzice mogą wybrać się do dowolnej agencji ubezpieczeniowej i tam powierzyć swoje sprawy zatrudnionym agentom lub wybierać pomiędzy dwoma ubezpieczycielami i ubezpieczyć się w szkole jak zawsze: uczeń wpłaca składkę u wychowawcy, ten przekazuje pieniądze osobie, której zawsze je przekazywał, a ta… no cóż, zawsze wiedziała co dalej, aż do teraz… Otóż nagle okazało się, że tym razem jest to niemożliwe, bo:
- nie było rozmowy z agentem ubezpieczeniowym
- jest dwóch ubezpieczycieli do wyboru
- skoro Rada Rodziców tak troszczy się o interes rodziców, sama powinna się zająć ubezpieczeniem dzieci (?!)
Ponieważ te wyjaśnienia stały się jednocześnie zarzutami pod adresem Rady, odpowiadam:
Ad.1 Kontakt z agentem to tylko kwestia wykonania telefonu i umówienia się co do szczegółów spotkania (numery zostały podane w ulotce).
Ad. 2 Dwóch ubezpieczycieli do wyboru – tylko i aż dwóch! – jest po to, żeby rodzice mieli… wybór.
Ad. 3 Zadaniem Rady Rodziców było wyłonienie ubezpieczyciela, który oferuje najkorzystniejsze warunki ubezpieczenia, co też uczyniła.
Trzeba pamiętać, że rodzice nie mają obowiązku ubezpieczać dzieci, ale – niezależnie od tego co zrobią – to oni będą ponosili konsekwencję swoich decyzji.
Należy też w tym miejscu wspomnieć, że szkoła nie ma obowiązku pośredniczyć w ubezpieczaniu uczniów – robiła to od zawsze, bo czerpała konkretne zyski w postaci prowizji, zwanej później darowizną.
Nie mam wątpliwości, że prowizja była przeznaczana na potrzeby szkoły (o czym decydował prawdopodobnie dyrektor), faktem też jest, że w ostatnich dwóch latach Rada Rodziców uparła się, że sama będzie decydowała na co owe środki zostaną przeznaczone.
Dlaczego? Bo były to pieniądze rodziców. Nie zapominajmy jednak, że ubezpieczyciel, który oferuje prowizję podnosi składkę kosztem warunków ubezpieczenia, nikt chyba nie wierzy, że daje pieniądze z własnej kieszeni! Jest to więc forma przekupstwa. Dlatego przy wyborze ubezpieczyciela Rada Rodziców nie kierowała się wysokością darowizny, choć na pewno wpłynie to na stan jej kasy.
Koniec końców Rada Rodziców zwróciła się do agencji ubezpieczeniowych z prośbą o przysłanie swoich przedstawicieli do szkoły – przy naszym farcie to może być ostatni akt tego dramatu!
Nie twierdzę, że Rada Rodziców nie popełnia błędów, mam nadzieję jednak, że powyższy tekst uświadomił jasno w jakich warunkach musiała podejmować decyzje i że nie była w nich zupełnie autonomiczna. Stąd zapis w protokole z zebrania, na którym podejmowano decyzję o wyborze ubezpieczyciela:
„Ustalono ponadto, że wybór ubezpieczyciela na kolejny rok powinien się odbywać pod koniec mijającego roku szkolnego (oferty firm ubezpieczeniowych są gotowe już w maju), aby w przyszłości nie działać pod presją czasu. Trzeba przyjąć założenie, że każda RR działa w najlepszym interesie rodziców, których reprezentuje.”
Pragnę podziękować tym, którzy zadali sobie trud dobrnięcia aż do tego miejsca, a także nauczycielom, którzy stanęli na wysokości zadania i wyjaśnili rodzicom jak ubezpieczyć dzieci przez internet. Nawet, jeśli nie było to łatwe, chwała Wam za to, że – jak na nauczycieli przystało – nie wahacie się dzielić swoją wiedzą z potrzebującymi. Dzięki Wam postęp traci znamiona rewolucji, a szkoła staje się przyjaznym miejscem 🙂
Przewodnicząca Rady Rodziców
——————————
[1] Zwykle takie spotkania odbywają się w połowie września, wtedy wychowawcy mają coś do powiedzenia o swoich klasach i dysponują dokumentami, które właśnie wtedy powinny być przedstawione. Tym razem jednak nie o dokumenty i informacje o pracy szkoły chodziło. O co? Odpowiedź na pytanie: dlaczego i jakim cudem zebranie rodziców odbywa się w drugim dniu zajęć szkolnych, niektórym nie daje spać po nocach i snują najfantastyczniejsze domysły. Nieliczni śpią dobrze 🙂
[2] Pomijam fakt, że nie chodziło o narzucenie wszystkim rodzicom po prostu innego ubezpieczyciela, lecz o uświadomienie im, że są inni oprócz PZU i pozostawienie im wyboru.
Czy ja dobrze zrozumiałam? Rada chciała mieć realny wpływ na wybór ubezpieczyciela, wybrała a tym samym mocno zdenerwowała dyrekcję szkoły, bo do tej pory to szkoła bez konsultacji z rodzicami wybierała ubezpieczyciela. W efekcie dyrekcja szkoły powiedziała – my umywamy ręce, bo po jaki gwint mamy zajmować się takimi sprawami. Pytanie – po jaki gwint zajmowała się takimi sprawami przez ostatnie 20 lat? Słyszałam, że w tym roku firmy ubezpieczeniowe nie oferują już w pakiecie tzw „darowizn”, ale to nie jest chyba powód, dla którego nasza „podstawówka” nie chce współpracować z rodzicami w zakresie wyboru oferty i zbiórki składek?
Mam nadzieję, że to jednak nie było tak, że dyrekcja szkoły zdenerwowała się, czy poczuła się dotknięta tym, że dorośli ludzie – rodzice chcą o czymś decydować. Nie naruszają przy tym kompetencji szkoły – proszą tylko o współpracę, która leży w zakresie jej możliwości. Chyba raczej sama zmiana rodzi stres, a pośpiech nic nie ułatwia. No i wciąż wypracowujemy jakieś formy kontaktu, który nie będzie utrudniał, a ułatwi przepływ informacji.
Tak jak pisałam, szkoła ma prawo odmówić współpracy w ubezpieczaniu dzieci, ale uderzy to w rodziców, którzy zagapią się, czy nie mogą lub nie umieją dokonać tego sami. Uderzając w nich, uderza też w samą Radę Rodziców, która – jak zauważasz – chce mieć ten realny wpływ i robi to najsumiennniej jak może. Myślę jednak, że nikomu nie zależy na tym, żeby Radzie zaszkodzić, a jeśli się mylę, to taki ktoś najpóźniej teraz powinien zacząć się leczyć…
Kiedy mówię „szkoła” nie mam na myśli jej wszystkich pracowników: część nauczycieli po prostu czekała aż sprawa się wyjaśni i teraz cierpliwie zbiera składki – jak zawsze. Doszło też do spotkania p. dyrektor z agentem ubezpieczeniowym – więc chyba wszystko wypływa na szerokie wody.
Coś się zmieniło, czas pokaże jak sprawdzi się nowy model ubezpieczeń, na pewno coś trzeba zmodyfikować – wszyscy uczymy się na błędach, które wywołują zamieszanie, a ono karmi się emocjami.
Rada zaproponowała Ubezpieczyciela, a największy problem stworzyła sekr…osoba, która te składki odbiera od wychowawców. Stwierdziła, że nie dotknie się tej sprawy. Na szczęście (dla rodziców i nauczycieli) po jakimś czasie zmieniła zdanie. zadziwiający jest fakt, że robiła to samo przez ostatnie 20 lat i nie było problemu…
Można mieć żal do dyrektorki szkoły, że tak późno poinformowała rodziców, że ich dzieci już nie mają we wrześniu ubezpieczenia. Myślę, że to wypływa z braku dobrze wypracowanej organizacji, pewnie z czasem to się zmieni. Ta sytuacja nie jednego czegoś nauczyła.
Ważne jest to, aby każdy dyrektor był zaznajomiony z przepisami i tutaj dyrektor gimnazjum mógłby trochę poczytać o ubezpieczeniach, a mianowicie o tym, że uczeń NIE MA OBOWIĄZKU przedstawiać dowodu ubezpieczenia, a tak w ogóle to NIE MUSI się ubezpieczać.
A ja chcę podziękować za oświecenie: ja (rodzic) mogę, nie muszę ubezpieczać w szkole. W dobie kapitalizmu i konkurencji rynkowej mogę poznać różne oferty i wybrać!!! Za tę demokratyczną swobodę- dziękuję, a właściwie za jej uświadomienie 🙂
Zdaje się, że żyjemy w demokratycznym państwie i że mamy wpływ na wszystko, ale czasem idziemy za tłumem jak było mówione, że trzeba ubezpieczać dzieci w PZU to ubezpieczaliśmy. Teraz mamy wybór i znów przeszkody bo jak ktoś chce ubezpieczyć w szkole to nagle się okazuje że szkoła nie bardzo chce się tym zająć. Chwała za to że w końcu się udało pozdrawiam. Walczmy o swoje!