Opowiem Wam jak to było NAPRAWDĘ. Muszę Wam opowiedzieć, bo zorientowałem się, że ci, których tam nie było nie mają pojęcia co się tam wyprawia. Czas, aby świat ujrzał prawdę:
Uczestnicy zostali zwabieni pozornie niewinnym napisem „GAMES ROOM”. Czy ktoś wie co to znaczy? Czy wiecie, że bezpośrednie tłumaczenie nic nie wyjaśnia, a raczej mówi wszystko nic nie mówiąc? Dlaczego właściwie wchodzimy do pomieszczenia z napisem GAMES ROOM? A czy ktoś zadał sobie pytanie co to znaczy KONWENT? Acha! Nie zastanawialiście się!
Mój dom pełen jest gier planszowych, ale moi rodzice tarabanili się wiele kilometrów (potem się dowiedziałem, że niektórzy przyjechali z Kętrzyna, a inni z Piaseczna, Warszawy i Olsztyna), żeby zobaczyć czy są na świecie jeszcze takie jakich nie mają. Postanowiłem im w tym nie przeszkadzać i obserwować wszystko uważnie, żeby Wam opowiedzieć ze szczegółami. Przejdźmy więc dalej:
Na wypadek, gdyby ktoś się zawahał przekraczając próg GAMES ROOMu, tuż za nim czekały następne zasadzki:
Ciasto, ciasteczka, kawa, herbata, woda mineralna…
Duży wybór gier, żeby zapomnieć o domu, pracy, a nawet o telewizji – telewizji! – co najmniej na trzy dni:
I jakby to nie podziałało – w oddali, w półmroku majaczyły nagrody!
Trzeba przyznać, że ludzie byli dość ostrożni – sala zapełniała się powoli. Przez chwilę miałem wrażenie, że ci, którzy wysłali swoich – mniej lubianych – bliskich na przeszpiegi, szybko zrozumieją, że sytuacja jest poważna i wcale się tu nie pojawią.
Zawiodłem się, a właściwie zawiodły mnie dzieci: to one pierwsze ruszyły do boju:
…i one zdobywały pierwsze laury. Organizatorzy dobrze to przewidzieli: nie ma to jak nagrody – haczyk połknięty!
Nie twierdzę, że nie wygrywali najlepsi – prawo dżungli zwyciężyło:
Czasem można było wybrać nagrodę – widać, że organizatorzy wnikliwie przestudiowali znane dzieło nieznanego autora pt. „Psychologia uczestnika konwentu gier planszowych”.
Oto cytaty z powyższej lektury:
…a w międzyczasie nagród ubywa…
…a organizatorzy mamią, nęcą, bałamucą i wabią:
Tak więc gry toczą się bez wytchnienia, a organizatorzy czuwają w tle, żeby żadna ofiara się nie wymknęła…
Dla przykładu zdjęcie z rozgrywki DIXIT , a na nim karty do obstawienia: która z nich obrazuje słowa – nomen omen – „Zwycięzca bierze wszystko i pozostaje samotny”?
Jak widać wśród uczestników znaleźli się tacy, którzy potrafili wniknąć do umysłów współgraczy. Zastanawiające…
Zaraz potem na arenie znów wystąpiły dzieci – niektóre naprawdę małe. No dobra: byłem z nich dumny i trzymałem kciuki!
W końcu sam przed sobą musiałem przyznać, że jestem też dumny z taty i wszystkich mężczyzn, którzy godzinami udowadniali, że można nie otwierać piwa, nie przeklinać, nie zastanawiać się co stuka w tylnym prawym kole przy skręcie w lewo, nie omawiać szczegółów sukcesu lub porażki w dowolnej dyscyplinie sportowej, ani nawet nie wspomnieć o pozytywnych i negatywnych stronach przyjęcia euro i… dobrze się bawić. No sami zobaczcie:
Faktem jest, że w międzyczasie trwała zażarta walka o laur zwycięzcy (czyli „Zakazaną Wyspę”).
Uczestnicy pojedynków mieli równych sobie przeciwników, ale i niezły doping:
Nic dziwnego, że jedni tańczyli z radości…
…a inni pogrążali się w bezdennej rozpaczy.
Nigdy nie zrozumiem: dlaczego tak chętnie przystąpiono do starej gry „Państwa-miasta”, która przecież nie wymaga rozpoznawania obrazków, błyskawicznych reakcji, ani nawet wyobraźni? Nie mam nic do tej gry, nawet mi zaimponowali wszyscy uczestnicy, którzy podjęli się tak poważnego wyzwania.
Wszystko wskazuje na to, że zrobili wrażenie na innych dzieciach, bo od tej chwili stały się niezwykle uprzejme: parzyły i roznosiły kawę i herbatę:
…a nawet – bez próśb, gróźb, namów i przekupstwa – zmywały naczynia! Organizatorów wbiło w ziemię!
Tak mniej więcej spędzono pierwszego dnia 7 godzin, drugiego 8, a trzeciego 10 – do północy! Widziałem nawet planszę, gdzie zliczano ich punkty (tata zauważył, że po tej planszy i po hostessie, która ją tworzyła widać, że impreza jest niskobudżetowa – nie wiem o co mu chodziło, palma jest fajna, a hostessy żadnej tam nie było, zresztą sami zobaczcie…)
W każdym razie wszystko się dobrze skończyło i chyba wszyscy byli zadowoleni skoro na koniec każdego spotkania dobrowolnie zasiadali do stołu z Mafią:
Szczegóły, których nie mogłem sam śledzić przedstawił mi – nie wiem dlaczego bardzo z siebie zadowolony – ojciec.
Ojciec Chrzestny 🙂
Na następnym zdjęciu jestem ja: najmłodszy uczestnik Konwentu. Do zobaczenia!
Ja chcę jeszcze
fajna zabawa
fajni ludzie
fajne gry
kiedy powtórka?
Świetna opowieść, fajne zdjęcia, super zabawa 🙂
Rewelacyjny konwent 😀
Dotyczy zdjęcia z Dixitem – karty do obstawienia na hasło: „Zwycięzca bierze wszystko i pozostaje samotny”. Ja obstawiam nr 2 🙂 Czy to dobrze?
Niestety, Twój wybór padł na niewłaściwą kartę 🙁
Prawda, że pasuje praktycznie każda? Intrygujące, co?
ja bym obstawiła 6
i takie pytanie kiedy znów gramy?
Brawo @qwerty! To była szóstka.
Gratulujemy. Nagrody prześlemy pocztą 🙂