Lepiej kiedy nikt nie pyta o potrzeby emeryta

Była dobrze ubrana, młoda i miła. Od progu przedstawiła się, dodając, że oczywiście może pokazać odpowiedni dokument, żeby gospodyni miała pewność z kim ma do czynienia. Ta jednak machnęła tylko niecierpliwie pomarszczoną dłonią naznaczoną starczymi plamami i szerzej otworzyła drzwi. No przecież nie będzie legitymować pani z Opieki Społecznej, zwłaszcza gdy przychodzi, żeby – jak się wyraziła – przeprowadzić diagnozę warunków życia w celu określenia potrzeb, które Opieka zaspokoi, bo właśnie wpłynęły środki z Unii – a wiadomo, jak dają trzeba brać!

Zasiadły przy stole. Pani z Opieki wyjęła z teczki plik dokumentów, długopis, telefon i pieczątkę. Zaczęła wypytywać o warunki mieszkaniowe (naprawdę, mieszka pani sama? ach tak, syn z rodziną na piętrze…), stan cywilny (tak, oczywiście ma odnotowane, że gospodyni pochowała męża dwa lata temu, ale nikt nie zabroni przecież dziewięćdziesięciolatce z własnym mieszkaniem znaleźć sobie nowego męża, prawda?), czy ktoś dotrzymuje jej towarzystwa na co dzień (jak wszędzie: młodzi nie rozumieją czym jest samotność, wnuki prawie dorosłe, ciągle ich nie ma, bardzo rzadko ktoś tu zagląda), czy sama przygotowuje sobie posiłki (Pani! Póki człowiek daje radę nie będzie sobą zawracał głowy. Jest siła, żeby coś sobie upitrasić, jeszcze głowa pamięta jak, a i z nudów coś robić trzeba!), czy ktoś robi zakupy i czy nie ma kłopotu, żeby się wybrać do lekarza, do sklepu, do kościoła? Z tym sklepem to nie problem, syn zakupy robi na zapas, do lekarza zawiezie, a nawet do kościoła, jeśli tylko matka wyrazi chęć, teraz tylko kłopot będzie, bo rocznica śmierci męża się zbliża, a syn z żoną za kilka dni do Egiptu na dwa tygodnie jadą i nie ma kto do kościoła zawieźć, no i na cmentarz, żeby świeczkę zapalić bidulkowi…

Rozmawiały jakby się znały od dawna. Aż dziwne – taka młoda, taka atrakcyjna, a chce jej się czas ze starą babą tracić. Gospodyni nie wiedzieć kiedy opowiedziała całe swoje życie, choroby, smutki… Młoda słuchała z przejęciem, czasem pogłaskała po pergaminowej dłoni, czasem tylko westchnęła. Kilka razy wspomniała coś o swojej babci: że ją bardzo kochała, że widziała jak starość ogranicza ją, zamyka w kręgu bez wyjścia. Przykro jej było słuchać jak babcia ciągle o śmierci mówiła, jakby nie mogła się jej doczekać, a przecież nie była sama, kochali ją bliscy…

– Oj dziecko – gospodyni wzrusza się widząc łzy w oczach pani z Opieki, – przychodzi taki czas, że już wiadomo gdzie ci bliżej i nie ma takiej siły, żeby przestać o tym myśleć. To dobrze, gdy jest z kim o tym porozmawiać, łatwiej, chociaż smutno, nikt tak naprawdę nie chce umierać…

– Ojej! – młoda kobieta zrywa się nagle – tyle czasu pani zabrałam!

– Nie szkodzi, kochana – uspokaja gospodyni. – Dla mnie to rozrywka, ale ty pewnie zaraz pracę kończysz…

– Nie, nie o to chodzi, jeszcze kilka domów muszę odwiedzić. Dziękuję za pyszną herbatkę i rozmowę. Niebawem się do pani odezwę. Przeanalizuję ankietę i będzie wiadomo na jakie dofinansowanie się pani kwalifikuje. Powinnam się pojawić najdalej za tydzień. Do zobaczenia!

***

Rzeczywiście – pojawiła się po tygodniu. Z koleżanką. Były naprawdę miłe. Zadały jeszcze kilka pytań. Ta druga opowiadała o dzieciach, jak to teraz trudno je wychować, na wszystko nastarczyć… Zasiedziały się trochę przy tych babskich pogaduszkach i herbacie.

Oj, zmieniły się te urzędy i urzędniczki – nie to co za komuny!

Kiedy wyszły zostawiły po sobie zapach dobrych perfum, wdzięczność za zainteresowanie losem starego człowieka, dawno uśpione wspomnienia i … puste pudełko po czekoladkach, w którym gospodyni trzymała pieniążki na trumnę i pogrzeb… Było tam około 12 tysięcy złotych, sama im powiedziała kiedy weszły na temat jak żyć, żeby się nie stać ciężarem dla własnych dzieci…

***

*

*

Oto historia z życia wzięta. Wydarzyła się niecały miesiąc temu w jednej z podkętrzyńskich wsi.

A potem w drugiej.

Opowiedzcie o tym swoim babciom, matkom, sąsiadkom. Złodziej nie musi się zakradać nocą w kominiarce – może mieć zadbane paznokcie, może być miły, a nawet może mieć dla nas czas i – kto wie? – darzyć nas autentyczną sympatią, ale: taka praca!

Uważajcie!

Udostępnij:
2 komentarze
  1. Smutne… Jedni odchodzą w spokoju, otoczeni gromadą dzieci, wnuków. Inni samotni, zapomniani przez najbliższych, przestraszeni, muszą sami odbyć tą ostatnią podróż. Co gorsza tych drugich jest coraz więcej w naszym otoczeniu. Szczególnie wyraźnie widać to w placówkach DPS. Takich samotnych osób, choć posiadających rodziny, jest tam wiele. A my, jak często rozmawiamy ze swymi bliskimi, szczególnie tymi w sędziwym wieku?

  2. To przykre,że bez żadnych skrupułów, bez żadnych wyrzutów sięga się po pieniądze starszych i często niezamożnych ludzi. Odkładają każdy grosz, z niewielkiej przecież emerytury, tylko dlatego aby nie być dla nikogo ciężarem. Jakim trzeba być człowiekiem, aby tak żerować na słabych i bezbronnych?????
    Ostrzeżenie to, jak najbardziej, należy przekazywać dalej…….

Dodaj komentarz

Pola oznaczone * są obowiązkowe. Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.