Kiedy pogodziliśmy się z faktem zamknięcia szkoły, dopadły nas oczywiste obawy o to, co zastaniemy w nowej. Mam nadzieję, że to nikogo nie dziwi.
Wczoraj odbyła się pierwsza wywiadówka. Nie mogę oprzeć się chęci podzielenia się wrażeniami. Liczę na potwierdzenie, zaprzeczenie bądź uzupełnienie moich obserwacji.
Byłam przekonana, że ta pierwsza wywiadówka w jakiś sposób, niekoniecznie uroczysty, będzie dla dyrektora-gospodarza placówki okazją do zaprezentowania się, przywitania nas i tym samym pokrzepienia w dość trudnej dla nas chwili. To prawda, że w czasie uroczystego rozpoczęcia roku szkolnego padło kilka słów na temat zmian, jakie przynosi ze sobą likwidacja naszej szkoły, wiadomo jednak, że na popołudniową wywiadówkę przybędzie więcej rodziców niż na poranną szkolną uroczystość. To była okazja zobaczyć się z rodzicami uczniów dotychczas uczęszczających do tej szkoły, jak i spotkania się z rodzicami uczniów z byłej Szkoły Podstawowej w Jegławkach.
Jakież było moje zdziwienie, gdy przekraczając próg szkoły dowiedziałam się, że spotkania odbędą się w klasach z wychowawcą. Pomyślałam, że jakoś dam radę z tym żyć, gdy kolejna informacja brutalnie zburzyła mój spokój: oto dowiedziałam się, że – a i owszem – usłyszę Słowo Dyrektora. Przez radiolę.
Jestem przekonana, że taka forma s p o t k a n i a kogokolwiek z kimkolwiek to ewenement w skali świata, dlatego pozwolę sobie opisać to zjawisko. Słowo „spotkanie” jest straszliwie nieadekwatne do sytuacji, ale sam dyrektor nie znalazł lepszego, cóż więc ja, prosta wiejska kobieta…
Wygląda to tak:
Rodzice przybywają na wyznaczoną godzinę, wchodzą do klasy i zajmują swoje miejsca. Po kilkunastu minutach pudełko na ścianie zaczyna szeleścić, trzaskać, buczeć lub zgrzytać w zależności od tego, w której znajdujemy się sali (pechowcy muszą doświadczyć wszystkich tych atrakcji na raz). Osoby szczególnie wrażliwe na przykre dźwięki dyskretnie zasłaniają uszy. Osoby o mniej delikatnym usposobieniu, nie obarczone czymś takim jak cierpliwość, zwyczajnie zatykają sobie uszy paluchami pytając naiwnie: „Co to (tu padają słowa takie jak: „na miłość boską!” lub z Bardziej Soczystego Zbioru Okrzyków…) jest?!” Najpóźniej w tym momencie wychowawca klasy uświadamia ich, że teraz czas na wysłuchanie pana dyrektora przez radiolę. W tym momencie zapada cisza. Zapewniam, że nie wynika ona z ciekawości, co też może nam wyszumieć ten (prawdopodobnie doskonały w swojej klasie) sprzęt. Na przykład w moim przypadku milczenie wynikało z wewnętrznej walki pomiędzy zdziwieniem, a jeszcze większym zdziwieniem. Tak, to nieprawdopodobne, a jednak: zaniemówiłam. Inni rozglądali się z niedowierzaniem. Jeszcze inni (tubylcy) zastygli w pozycji Zobaczcie, To Naprawdę Da Się Przeczekać. Prawda jest taka, że czas skupienia na drewnianym klocku wiszącym na ścianie jest odwrotnie proporcjonalny do liczby osób w danym pomieszczeniu (tzn. jedna osoba koncentruje się na intrygujących trzaskach, przez które czasem przebije się co czternaste Słowo, dopóki nie zauważy, że za oknem jeszcze bardziej intrygująco ruszają się gałęzie drzew; dwie osoby skupiają się dopóki druga nie zacznie kaszleć; trzy osoby nie skupiają się dłużej niż minutę, bo jest o czym pogadać – zaręczam, że w tej sytuacji nawet rozmowa na temat współczynnika ścieralności czerwonej cegły z 1949 roku jest pasjonująca; cztery i więcej osób – w trakcie rozmowy zastanawiają się co tak szeleści w tle…).
Tak naprawdę poczułam się po prostu zlekceważona. Wiem, że nie tylko ja. Miałam wiele pytań i w naiwności swojej sądziłam, że spotkanie jest po to, żebym mogła je zadać.
Z powodzi zniekształconych dźwięków usłyszałam słowa dyrektora: „Jak już jestem przy głosie….”.
Panie dyrektorze, jeśli o mnie chodzi, pan nie był przy głosie. Pan był przy mikrofonie. Albo w domu przy telewizorze, a pana głos „leciał” z nagrania. Skąd mam to wiedzieć?
A powinien pan być przy nas, bo przyszliśmy tego dnia również – jeśli nie przede wszystkim – do pana.
Wiem, jak bardzo dobro szkoły leży panu na sercu. Nam też. Problem w tym, że nie ma pan szans tego usłyszeć dopóki dzieli nas radiola. To prawda, że powiedział pan coś o tym, że jeśli ktoś ma do pana jakieś sprawy, to jest pan w swoim gabinecie. Ja jednak nalegam na rozmowę w obecności wszystkich rodziców. Rozumiem pana obawy przed trudnymi pytaniami, ale na tym polega pana praca, żeby na nie odpowiedzieć. Albo razem z nami tych odpowiedzi poszukać. Informacje, które nam pan przeczytał można było zamieścić na stronie szkoły, na której tak niewiele się dzieje. Kto chce – dotrze do nich, kto nie chce lub nie może – można mu wręczyć wydruk.
Mam nadzieję, że porzuci pan ten dziwaczny zwyczaj przywleczony z jakiejś Radiolandii i zacznie nas traktować jak rozumne istoty.
Radiola jest dla dzieci i młodzieży, służy do przekazywania komunikatów UCZNIOM w trakcie zajęć lub w wypadku zagrożenia. Względnie do „zapodawania muzy” na przerwach – polecam!
Mam nieodparte wrażenie, że z SP Srokowo mają największy „problem” nie dzieci które muszą do niej uczęszczać lecz rodzice.
Wywiadówka jest dla rodziców a nie dla dzieci. Rodzice mają obowiązek i prawo wyrażać swoją opinię. Pierwsze dni nowego roku to wyzwanie nie tylko dla dyrekcji i nauczycieli, ale także dla rodziców i dzieci. Jestem pewna, że wszystko się poukłada, ale pytań jest wiele, nie tylko dotyczących logistyki ale np. bezpieczeństwa. I trzeba pytać, choćby pytani mieli wrażenie, że to atak na ich kompetencje.
Podzielam twoje zdanie @matkapolka, także byłam z szokowana taką formą wywiadówki gdyż było to dla mnie oczywiste, że zobaczymy Pana Dyrektora że będziemy mieli okazje z nim porozmawiać no, ale niestety. Kilkoro rodziców stwierdziło nawet że dyrektor po prostu bał się konfrontacji z nami rodzicami. Mam tylko nadzieję, że następna wywiadówka odbędzie się w normalny sposób tzn „face to face”.
Tylko proszę nie myśleć, że próbuję tu bronić kogokolwiek ! Ale czy ktoś nie chciał szanownym rodzicom udzielać odpowiedzi na pytania? A czy wywiadówka nie powinna być „face to face” z wychowawcą przypadkiem??? Dyrektor był dostępny w swoim gabinecie i chyba się nie barykadował- tak mi się wydaje! Wydaje mi się, że jeśli ktoś szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania to mógł je znaleźć. A czy dyrektor w SP w Jegławkach zawsze był ” face to face” z rodzicami???
Ale ja to zawsze się czepiam. Pozdrawiam .
do @o wszystkim
Jeżeli było powiedziane, że będzie spotkanie rodziców z Dyrektorem to tak było, a nie w ostatniej chwili Dyrektor się rozmyślił. I wywiadówki w Jegławkach zawsze były „face to face” z Dyrektorem i zawsze można było się zapytać to czy tamto i wywiązywała się dyskusja rodzice pytali, Dyrektor odpowiadał. Więc dla nas naprawdę taka wywiadówka/spotkanie z Dyrektorem było szokiem. A to, że Dyrektor czekał na rodziców w gabinecie to Śmiech, bo poszła by jedna czy druga matka czy ojciec do gabinetu to było by tak że się czepiają szczegółów, a jak są wszyscy razem to zawsze każdy od siebie coś doda.
Z taką niespodzianką miałam tą wątpliwą przyjemność się spotkać już w gimnazjum srokowskim. Byłam w lekkim szoku. Czy poczułam się dziwnie? Nawet bardzo. Czy poczułam się zlekceważona? Jeszcze bardziej. Najpierw pomyślałam sobie, że to jakieś kpiny, ale po rozmowach z innymi rodzicami doszłam do wniosku, że chyba przesadzam, że to „normalne”, że tak tu właśnie jest i tak ma być. Mimo wszystko mieszane uczucia nie chciały mnie jednak opuścić. I CAŁE SZCZĘŚCIE! Bo chyba nie ma nic gorszego jak tłumienie własnych uczuć i poddawanie się woli (o ile można mówić tu o woli a nie bezmyślności) ogółu. Tak więc cieszę się, że nie jestem w tym sama, że chyba jednak trafnie postrzegam, że coś tu jest nie tak. Mam nadzieję, że rodzice zarówno z podstawówki jak i z gimnazjum przemyślą ten (jakże bezosobowy) sposób komunikacji z dyrekcją szkół i postanowią go zmienić. Co z tego, że zawsze można pójść do pana dyrektora. Tam mogę pójść, gdy mam problem dotyczący bezpośrednio tylko mojego dziecka, lecz gdy sprawy dotyczą większej rzeszy zarówno dzieci jak i rodziców warto byłoby je przedyskutować na forum. Można by się wówczas wymienić całkiem ciekawymi i niejednokrotnie trafnymi spostrzeżeniami z innymi rodzicami, z którymi w trakcie wywiadówki nie mamy kontaktu.
Nie bójmy się zabierać głosu, pytać i zmieniać, tego co nam się nie podoba lub co uważamy za np. niewłaściwe. To w jaki sposób odbieramy otaczającą nas rzeczywistość, przekłada się później na nasze dzieci, na ich sposób postrzegania rzeczywistości, stosunków międzyludzkich. Od kogo jak nie od rodziców mają się nauczyć by iść śmiało przez świat i nie uginać karku, bo tak będzie wygodniej , bezpieczniej i bezproblemowo? A że przy okazji zrezygnują z marzeń, bo nie nauczyły się walczyć o swoje, o to co w życiu ważne i słuszne? CÓŻ, TAKIE JEST ŻYCIE I NIECH SIĘ GO UCZĄ OD MAŁEGO! Czy tego właśnie pragniecie dla swoich dzieci drodzy rodzice? Naukę dążenia do marzeń zaczyna się właśnie chociażby od takich nieważnych rzeczy jak zniesienie wywiadówek przez radiolę i podjęcie dialogu.
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy zadali sobie trud skomentowania mojego problemu 🙂
Nikt oczywiście nie ma wrażenia, że @o wszystkim kogokolwiek lub czegokolwiek broni, absolutnie nic na to nie wskazuje.
Ma też rację, że to szanowni rodzice mają problem, a nie dzieci. Mam pewne podejrzenia, że problem z formą wywiadówki mogą mieć akurat rodzice, bo to oni są na nią zapraszani, ale być może i tu zaślepia mnie nieprzeparta chęć skrytykowania wszystkiego co tak świetnie działa.
Nie mniej oczywiste jest, że wywiadówka jest po to, żebyśmy się zobaczyli w zasadzie wyłącznie z wychowawcą, z którym i tak jesteśmy w kontakcie.
Chyba nie trzeba też dodawać, że najłatwiej jest załatwiać sprawy z dyrektorem w cztery oczy – doprawdy, kto tego nie rozumie ten nie rozumie praw rządzących światem. Jeśli chętnych na intymną rozmowę jest zbyt wielu – wystarczy stanąć w kolejce. Jeśli jest za długa – wystarczy się zapisać. Jeśli problem jest pilny – wystarczy go przeczekać. Jeśli się coś stanie – wystarczy… Wymiękam. Ale to już @o wszystkim wie jak kończy się ten łańcuszek. Zamieniam się w słuch. I pozdrawiam.
Do wszystkich wymięknientych 🙂
Pracuję w SP Srokowo i wiem, że nie jest to idealna szkoła bo takie bywają jedynie w teorii. Więc jeśli ktoś chce się czegoś czepiać to zawsze znajdzie „zaczep”.
Ale stawiam jedno pytanie do przemyślenia: Czy w szkoła w Jegławkach, kiedy jeszcze funkcjonowała, była taka idealna, bez wad, wszystko było „dopięte na ostatni guzik”, dzieci szczęśliwe, rodzice nie mieli się czego czepiać – czy to był raj ? Rozmawiałem troszkę z byłymi nauczycielami tej szkoły, rodzicami i dziećmi i mam podstawy sądzić, że tak rajsko nie było.
Więc czemu widzimy tylko źdźbło w oku bliźniego…
Pozdrawiam
Witaj @o wszystkim,
To o czym mowa nie jest źdźbłem, umniejszasz problem.
Wszystko co zostało powiedziane nie zmierzało też do tego, żeby ktoś powiedział: „SP Srokowo nie jest idealna”, bo to żadne odkrycie. Jak sam mówisz nie ma idealnej szkoły, nawet SP Jegławki taką nie była i nikt tak jej nie nazywał (to, że Dyrektor w każdej sytuacji miał odwagę spojrzeć nam w oczy nie czyniło z niej rajskiej szkoły, ale pomagało rozwiązać niejeden problem). Nie mów jednak, że ktoś chce „znaleźć zaczep”, bo w tym momencie wygląda na to, że sam szukasz „haka” na rozmówcę, chcesz go zdeprecjonować jako czepialskiego poszukiwacza zaczepów 🙂 Po co to robisz właściwie? Jak rozumiem Ty nie widzisz w szkole, w której pracujesz żadnych problemów, może dlatego, że w niej pracujesz, bo gdybyś się przyznał, że widzisz to już dawno powinieneś próbować coś zmienić.
Mówisz, że rozmawiałeś z byłymi nauczycielami naszej szkoły i na tej podstawie objawiasz światu jakąś Prawdę. Zanim z nimi troszkę porozmawiałeś (wierzę Ci na słowo, że naprawdę choć troszkę rozmawiałeś) Twoje sugestie co do świetnych warunków w naszej szkole były podobne, więc Twoja prawda jest prawdą odgrzewaną. Nic nowego. Ja z kolei swojego czasu porównywałam warunki w obu szkołach, żeby wykazać, że SP Srokowo nie ma zachwycającej sytuacji lokalowej, co próbowano nam wmówić. Nie robiłam tego po to, żeby Twoją szkołę oczernić, ale żeby tamtą obronić. Pośrednio działało to też na korzyść Waszych uczniów. Nie rozumiem do dziś, dlaczego potraktowałeś to jak atak. Może wyrażam się niejasno? Jeśli tak, przepraszam, że choć przez chwilę odniosłeś wrażenie, że chcę zaszkodzić jakiejkolwiek szkole lub jej pracownikom.
Pozwól mi jednak mówić, co myślę o pracy tego czy innego urzędnika. To, że sam nie doświadczasz skutków czyjegoś lekceważenia, beztroski czy nieprofesjonalizmu – to jedna sprawa, to, że próbujesz zbombardować wypowiedzi tych, którzy mają ochotę coś z tym zrobić – to już inna bajka.
Jeśli jeszcze nie zauważyłeś: ja nie porównuję szkół, ja mówię, że dyrektor nie chce nas widzieć i nie interesuje go czy mamy jakieś problemy (a może same pochwały?).
Bardzo Cię proszę, nie odbiegaj od tematu. Napisz, że gadanie przez radiolę to świetny pomysł i jak będziesz ministrem edukacji wydasz nakaz takiego przeprowadzania wywiadówek, a jak zostaniesz ministrem sportu to kibice będą grzecznie przychodzili na stadiony, żeby w skupieniu posłuchać skrótu z przebiegu spotkania i wyników meczu, a jak Cię wybiorą na Papieża to wierni będą przychodzili do kościoła posłuchać Radia Maryja, bo – jak rozumiem – nie powinno im to jakoś szczególnie przeszkadzać.
Pozdrawiam
Droga MatkoPolko znów wyjdę na obrońcę dyrektora ale nich Wam będzie. Stwierdzenie, że dyrektor nich chce widzieć rodziców nie jest do końca prawdziwe -czekał na rodziców chcących głębszych informacji w swoim gabinecie. Nie uciekł gdzie pieprz rośnie tylko na pierwsze piętro. Wydaje mi się, że gdyby jakaś zdeterminowana grupa rodziców – czy choćby jeden rodzic- wybrał się na ten Mount Everest pierwszego piętra mogliby/ mógłby zadać wiele pytań i oczekiwać odpowiedzi, a przy okazji w oczy „wygarnąć”, że nie podoba się rodzicom sposób przekazywania informacji przez dyrektora.
Zatem życzę troszkę więcej pragmatyzmu w życiu osobistym i społecznym.
Z poważaniem i pozdrowieniami oddany „o wszystkim” 🙂
*pragmatyzm : «postawa polegająca na realistycznej ocenie rzeczywistości i podejmowaniu jedynie takich działań, które gwarantują skuteczność»
Wszystkowiedzący @o wszystkim,
Dyrektorowi na pewno miło, że ma obrońcę, ale ponieważ obrona potrzebna jest tam, gdzie jest atak – pieczesz dwie pieczenie przy jednym ogniu: wskazujesz najeźdźcę i rycersko bierzesz na siebie jego perfidne ataki, czyli jesteś szlachetny, odważny i – co jak sądzę zasługuje na szczególne podkreślenie – pragmatyczny, a właściwie PRAGMATYCZNY, albowiem Twój pragmatyzm nie jest pierwszy lepszy.
Nie mówię, że dyrektor uciekł, ale że nie zorganizował wywiadówki tzw. ogólnej ze swoim udziałem, dlaczego tego oczekiwaliśmy powiedziałam chyba dość jasno. Gdyby sytuacja wymagała głębszych informacji można było przenieść rozmowę za zgodą zainteresowanych nawet na Machu Picchu, ale gdyby wszyscy okazali się zainteresowani? Sam mówisz o „zdeterminowanej grupie rodziców”, o „wygarnianiu w oczy”, a nie można by bez tego? Myślisz, że ta wymowna (przynajmniej dla niektórych) nieobecność była sprawdzianem naszej determinacji?
Przy okazji bardzo proszę: jeśli mi czegoś życzysz to ogranicz się jednak do życia społecznego. Rozumiem, że w związku z różnicą zdań sugerujesz, że brak mi (i wszystkim, którzy myślą podobnie) realizmu w ocenie rzeczywistości, pominę to milczeniem i nawet nie nazwę Twojej postawy, bo nie znam takich trudnych słów. Co do skuteczności działań – pozwól niech życie to zweryfikuje. Co do reszty: nie możesz raczej wiedzieć czy pragmatyzm jest czy nie jest mi obcy w życiu osobistym – tak się składa, że pragmatyzm dodaję do każdej kawy 🙂
Z wyrazami należnego szacunku
matkapolka zawsze na posterunku 🙂
Ach, ta technologia… Mam taką luźną refleksję – może zamiast wywiadówek warto komunikować się ze szkołą przez facebooka? Oszczędzamy paliwo (bo dojazdy rodziców, nauczycieli…), prąd zużywany do oświetlania klas w wypadku inwazji rodziców i sprzątać też nie trzeba będzie (wiadomo, zawsze się coś na bucie przyniesie). A informacja zostanie przekazana.
Ja również doznałem szoku, mógłbym nawet powiedzieć, że się „przestraszyłem” ( a nie jestem zbyt strachliwy!!!), gdy podczas przekazywania informacji przez wychowawcę, nagle, w rogu, gdzieś wysoko, odezwał się czyjś głos. Odwróciłem się, a siedziałem na końcu, w tzw. „ostatniej ławce” , a tu ……. nie ma nikogo.
Może niektórzy są do tego przyzwyczajeni – Ja nie!
Widać, że technika idzie do przodu….., ale w tym wypadku to się chyba niezbyt sprawdziło, gdyż ja osobiście niewiele zrozumiałem z podanych informacji przez radiolę – a siedziałem naprawdę bardzo blisko.
Te głośniki w szkole w Srokowie to mają ze 30 lat – cudem techniki nazwać ich nie można. Wydobywa się z nich rzężenie a nie głos. Wywiadówka przez radiolę przypominała scenę z filmów Barei – kiedy pani zapowiadająca pociągi ładowała sobie kluski do ust, żeby nabrać akcentu. Tu akcentu nie było słychać, bo nie dało się rozróżnić poszczególnych słów. Może trzeba zakupić duże telewizory do każdej z klas i pomyśleć o wideokonferencjach, dalej to już tylko hologramy i 3D, ale to może trochę za drogo, trzeba poczekać aż zamknie się szkołę w Solance.