Dowożenie – dla tych, którzy nigdy nie nudzą się tym pasjonującym tematem

Trudno jest być dojeżdżającym – wiadomo nie od dziś.

Jeszcze trudniej, gdy się ma 5 lat, mieszka się na… naprawdę daleko, rodzice nie mają samochodu, a szkoła, do której mogli dowozić swoje dziecko choćby rowerem, właśnie została zreorganizowana na śmierć.

Takie dziecko MUSI dojeżdżać autobusem, zwanym gimbusem, czyli z definicji grasują w nim gimnazjaliści.

Straszliwie robi się wtedy, gdy ktokolwiek daje do zrozumienia, że trzeba nie mieć wyobraźni, aby pozwolić takiemu pięcio- sześciolatkowi dojeżdżać z rzeczonymi gimnazjalistami.

Jest o wiele strasznej, gdy zadamy sobie trud porównania pojazdów dowożących dzieci z poszczególnych miejscowości. Zauważymy pomiędzy nimi zatrważające (ale też upokarzające dla dojeżdżających) różnice w ich stanie technicznym. Pytanie dlaczego część młodych obywateli dostąpiła zaszczytu podróżowania lepszym, podczas gdy inni skazani są na awaryjny, głośny i stary – pozostaje bez odpowiedzi. A może by tak zmiana co miesiąc? Co tydzień?

Raport przedstawiony radzie gminy w marcu tego roku dotyczący organizacji dowożenia i stanu pojazdów nie zdradza problemów – wszystko jest w porządku. Okazuje się, że autobusy kontrolowane są regularnie i w marcu nie było nawet problemu z niedomykającymi się drzwiami, z którymi jest problem. Czary…

Ci, których dzieci nie muszą dojeżdżać do szkoły, rzeczywiście nie znają tematu. Niby mają prawo nie chcieć go znać, ale nie mają prawa zabraniać nam o tym mówić i nie powinni przewracać oczami, że znowu go podnosimy. Mogą w tym czasie rozwiązywać krzyżówki, a my będziemy robić to samo, gdy uznamy, że kwestie przez nich poruszane to tylko ich problem.

W wielu miejscowościach naszej gminy nie ma zatoczek autobusowych po obu stronach drogi, ani przejść dla pieszych, ani barierek chroniących dzieci przed wtargnięciem na jezdnię. Nawet te, które cierpliwie i grzecznie czekają na przyjazd autobusu są zagrożone, bo może je popchnąć kolega, albo pojazd przejeżdżający na wysokości przystanku może wpaść w poślizg – takie rzeczy się zdarzały, przykłady można mnożyć. Proszę nam wierzyć, że niełatwo jest żyć ze świadomością, że urząd odpowiedzialny za zdrowie i życie naszych dzieci sprawia wrażenie jakby problem nie istniał.

Uważam, że tajemniczy organ prowadzący szkołę i odpowiedzialny za dowożenie do niej uczniów (wójt? rada gminy? – kimkolwiek jest), powinien wystąpić do odpowiedniej instytucji (nie ja jestem od wskazywania, do której!) z żądaniem takiego zabezpieczenia miejsc, w których nasze dzieci wsiadają i wysiadają z autobusów, aby raz na zawsze zamknąć ten temat. Jeśli są jakieś przeszkody, sam powinien to zorganizować, nie wolno bezpieczeństwa najmłodszych mieszkańców pomijać milczeniem. Tak się nie godzi!

Organ powyższy powinien też przedstawić nam „Regulamin dowożenia uczniów”, w którym zawarte będą obowiązki kierowcy, opiekuna i samych uczniów, gdzie wyraźnie będzie określone, kto za co odpowiada i raz na zawsze, czarno na białym zostanie powiedziane, że np. autobus szkolny to nie palarnia, albo że kierowca zobowiązany jest do kulturalnego zachowania, a opiekun odpowiada za to co się dzieje w autobusie i jak w związku z tym może egzekwować od podopiecznych odpowiednie zachowania.

Jesteśmy też bardzo ciekawi, czy ktoś policzył jak należy, ile osób będzie dojeżdżało z obwodu szkoły w Jegławkach. Zachodzimy w głowę: jak to możliwe, że dwa autobusy pomieszczą wszystkie nasze dzieci i gimnazjalistów. Czy ktoś może rozwiać te obawy? Bylibyśmy niewymownie wdzięczni…

Chciałabym w tym miejscu powiedzieć, że liczę na naszych radnych, ale zabrzmiałoby to jak ponury żart, prawda?
Przy okazji: życzę całej radzie miłych chwil na wyjeździe integracyjnym w dniu, kiedy będziemy na zawsze żegnać się ze szkołą. Doprawdy, należy się Państwu chwila relaksu!

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Pola oznaczone * są obowiązkowe. Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.