Cz.2 „Reperkusjum postgazetum kętrzyńskum”
Argument o potrzebie czy konieczności wyrwania dzieci, czy kogokolwiek, z jakiegokolwiek środowiska ma sens o tyle o ile potrafimy wskazać w jakim zakresie to środowisko ma zły wpływ na tę grupę.
Tak na marginesie: historia świata notuje wiele przypadków wyrywania dzieci z niewłaściwego – zdaniem tego czy innego dyktatora – środowiska, niewłaściwego ze względu na religię wyznawaną przez rodziców, pochodzenie etniczne i tym podobne… Akcje tego typu zawsze weryfikował czas, który – zazwyczaj zbyt późno – odsłaniał całą krzywdę, niesprawiedliwość i traumę, jaką takie działania pozostawiają. Dlatego tak źle mi się to kojarzy.
Czy Pan Wójt naprawdę nie rozumie, czym jest szkoła dla dzieci na wsi? Naprawdę Pan wierzy, że je zbawia, albo obdarowuje czymś bezcennym, odbierając im to, co mają teraz? Tak trudno zrozumieć, że my – rodzice, podjęliśmy taką decyzję, że życie na wsi to nasz wybór i chcemy aby nasze dzieci chodziły do wiejskiej szkoły, bo właśnie w niej widzimy potencjał, którego Pan Wójt nie jest w stanie ogarnąć?
Tak się składa, że dzieci kończące naszą szkołę, podejmują studia, robią kariery i radzą sobie w życiu nie gorzej niż dzieci z miasta, a zwłaszcza z metropolii Srokowo. Proszę nie sugerować, że naszym dzieciom czegoś brakuje w kwestii obycia, wychowania czy wiedzy i że ma to związek z ich szkołą, szkołą o doskonałych wynikach nauczania i świetnych warunkach lokalowych, szkołą bez przemocy, szkołą, z którą są związane właśnie przez jej fizyczną bliskość, ale też dlatego, że jest ważnym elementem wspomnień ich rodziców i rodzeństwa, że zawsze była obecna w krajobrazie ich życia.
Mówi Pan, że od czasu obietnic gwarantujących istnienie szkoły w Jegławkach dużo się zmieniło – to nie do końca prawda, już wtedy wyliczał Pan koszty, jakie Gmina ponosi, aby utrzymać szkoły, a MIMO TO powiedział Pan między innymi (cytuję): „Proszę państwa, polityka oświatowa jest dalekosiężna i na najbliższe cztery lata nie przewiduje zamykania szkoły w Jegławkach”.
Paniżej przedstawiam różnice w danych, jakimi Pan się posługuje:
Dane dotyczące kosztów utrzymania szkół w gminie Srokowo: / Subwencja / Koszt gminy
– podane na spotk. z mieszkańcami (jesień 2010) / 2 970 000 / 1 300 000
– z uzasadnienia o zamiarze likwidacji szkoły w J. (luty 2011) / 3 009 891 / 603 752
Może się nie znam, ale wynika z nich, że szkoły kosztują gminę o ponad 650 000 zł mniej niż było planowane. Wynika stąd, że stwierdzenie, jakiego użył Pan w rozmowie z „Gazetą w Kętrzynie” o tym, że zmieniły się realia jest… No właśnie: co to właściwie jest?!
Ps. Obawiamy się, że konsultacje, o których wspomniał Pan na okoliczność artykułu, są już tylko formalnością, spotkaniem informacyjnym. Oto pierwsza z brzegu definicja konsultacji społecznych zaczerpnięta z Internetu:
„Konsultacje społeczne są jedną z form dialogu społecznego przyjętych w dokumencie programowym Rady Ministrów z dnia 22 października 2002 roku.
Konsultacje społeczne są narzędziem umożliwiającym dwukierunkową komunikację mieszkańców z władzami. Sprawnie prowadzone konsultacje społeczne pomagają urzeczywistniać idee społeczeństwa obywatelskiego uspołeczniając proces podejmowania ważnych dla mieszkańców decyzji.”
Kto wie? Może gdyby przeprowadził je Pan na czas, okazując w ten sposób szacunek dla naszego zdania i naszych uczuć, gdyby zechciał Pan stanąć przed nami z otwartą przyłbicą – sprawy potoczyłyby się inaczej? Głosowaliśmy na Pana nie dlatego, że podszedł nas Pan obietnicą utrzymania szkoły, ale dlatego, że zaufaliśmy Panu. Tak zwyczajnie. Naprawdę nie zasłużyliśmy ani na szkołę, ani na rozmowę o niej, kiedy jeszcze był czas na szukanie alternatywy dla jej istnienia?
Warto dodać coś jeszcze:
W rozmowie (która wyraźnie polegała na dyktowaniu fragmentów uzasadnienia o zamiarze likwidacji szkoły) z dziennikarką, pan Wójt tak tłumaczy rozbieżność danych dotyczących prognozy demograficznej: „Dane demograficzne o liczbie uczniów otrzymane przez dyrektorów szkół zostały wygenerowane z ewidencji ludności 4 listopada 2011 r. i nie odzwierciedlały rzeczywistego miejsca pobytu przyszłych uczniów w gminie Srokowo. Prognoza demograficzna została zaktualizowana na dzień 31 grudnia 2011 r. na podstawie rzeczywistych danych osób zameldowanych i faktycznie zamieszkałych na terenie gminy”
Obawiam się, że jest gorzej niż podejrzewaliśmy: nikt nie manipuluje danymi, lecz uważnie śledzi nasze życie i wyciąga wnioski. Władza WIE kto jest tylko zameldowany, a kto naprawdę mieszka w naszej gminie. Mało tego: Władza WIE, że ten kto dziś wyjechał z maleńkim dzieckiem (potencjalnym przyszłym uczniem) już tu nie wróci. Tak więc władza WIE lepiej od nas jakie podejmiemy decyzje w przyszłości i gdzie będziemy za 3, 5, 7 lat. Ciekawe jak ta władza się orientuje w kwestii dzieci, które przyjechały tu z rodzicem/rodzicami i zamieszkały bez zameldowania: ujęto te dzieci w prognozie czy nie? Przecież wiadomo, że do siebie nie wrócą – tak jak nasi.
A tak poważnie – wydaje mi się, że prognoza powinna być jednak ustalana na podstawie zameldowania, a nie „rzeczywistych danych osób zameldowanych”, bo wygląda na to, że w tym kontekście dane „rzeczywiste” to te, które są zmienne, niepewne, subiektywne i nieprzewidywalne. Nikt nie wie – nawet Wójt – czy rodzice nie zechcą wrócić na wieś właśnie ze względu na dziecko, właśnie po to, żeby je posłać do małej szkoły, żeby je wyrwać z wielkiego środowiska miejskiego, gdzie będzie miało kontakt z rówieśnikami z tak różnych środowisk, że przebywanie w obrębie małego środowiska wiejskiego okaże się lekiem na niejeden problem. Mała szkoła to potencjał, który my doceniamy, bo znamy z autopsji.
Mam tylko jedną refleksję. Bo gazeta napisała, że wójt obiecywał jakiś czas temu pewnemu obywatelowi, że dopóki jest wójtem, szkoła będzie funkcjonowała. Abdykacja się szykuje?