Po co komu dzwonnica w Kosakowie

…czyli: a co Ty wiesz o swojej miejscowości?

Do napisania tekstu skłoniło  mnie autentyczne zainteresowanie turystów. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za inspirację!

Kosakowo, o którym chcę Wam opowiedzieć, czasem mylone jest z tym położonym na Kaszubach. Moje znajduje się w powiecie kętrzyńskim, w gminie Srokowo, więc pod względem historycznym stanowi część Mazur.

Wieś została założona w 1387 roku, nazwano ją Marienthal, ale możecie spotkać się także z nazwą Margentall, Margenfels (XVI w.) oraz Morgenfelde (XVII/XVIII w.). Najmilej mi brzmi Marienthal, bo da się spolszczyć na „Marianówka” (zwłaszcza z moją rewelacyjną znajomością języków obcych…).

Na przestrzeni dziejów mieszkańcy Kosakowa, które jeszcze wtedy zaczynało się na „M”, musieli znieść naprawdę wiele – między innymi dżumę, huragany znad Wielkich Jezior i najeźdźców.

Wznieśli zatem drewniany kościół, aby modlić się o urodzaj, bezpieczeństwo i dobrobyt.

W latach 1514-1523 przebywał na tych ziemiach ludwisarz z Dolnej Saksonii – Henrich von Swichel. Przybył, by odlewać dzwony i armaty dla księcia Albrechta Hohenzollerna. Ów mistrz uczył się swojego fachu w Holandii. Odlał około dwieście dzwonów.

Kosakowski dzwon został wykonany w 1518 roku, a zawieszony w 1519. Jest jednym z dwóch, które przetrwały do dzisiaj. Pozostałe zostały przetopione na armaty, bo zło nigdy nie śpi. Widnieje na nim napis: Henrich von Swichel gos mich + Sancta Maria ich, czyli Wykonał mnie Henrich von Swichel + Nazywam się Święta Maria. Stąd zapewne wzięło się przekonanie mieszkańców, że oto znaleźli się pod szczególną opieką.

Przez wiele lat zwoływał mieszkańców wioski i okolic na nabożeństwa, a w razie niebezpieczeństwa bił na alarm.

Niestety, w czasie wojen polsko-szwedzkich (potop) w XVII w. ziemie te (również Prusy) zostały najechane przez tatarskie czambuły będące w służbie Rzeczpospolitej pod wodzą hetmana Gosiewskiego. W 1657 roku cała wieś została spalona, a część mieszkańców wzięta w jasyr.

Spłonął także drewniany kościółek, ocalała jedynie granitowa chrzcielnica i dzwon, dla którego mieszkańcy wznieśli dzwonnicę. Może z wdzięczności za 138 lat nienagannej służby? Warto wiedzieć, że wewnętrzna konstrukcja została wykonana bez użycia gwoździ. 

Dzwon podobno musi pozostać w Kosakowie, bo obłożony jest klątwą, która zabrania zmieniać jego miejsce pobytu. Może to kara za to, że w dniu najazdu nie wydobył z siebie głosu?

Podobno ktoś kiedyś próbował przenieść go do Drengfurt (obecnie: Srokowo), ale przypłacił to życiem.

Jak widać na załączonych obrazkach, obiekt niszczeje i to niezbyt dyskretnie:

Liczę na nasze władze, które co prawda są od tego, żeby organizować teraźniejszość i tworzyć przyszłość, ale cóż one znaczą bez przeszłości?

Warto wyciągać z niej wnioski: nie milczę zatem, ale i dzwonić nie będę…

Udostępnij:
Jeden komentarz
  1. Dziękuję za ,, kawał”” ciekawej historii, o której , chociaż mieszkam niedaleko , nie miałam pojęcia.
    Zabytki w naszych okolicach, niestety tak często niszczeją a jak widać ich historia jest bardzo ciekawa i może przyciągać turystów. Warto podjąć wszelkie kroki, żeby to zmienić.

Dodaj komentarz

Pola oznaczone * są obowiązkowe. Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.