„Gdyby naprawdę zabijano posłańca przynoszącego złe wieści, wiele historii nie miałoby szansy ujrzeć światła dziennego” – pocieszał się Posłaniec przekraczając granicę małego królestwa.
„Ale skąd pewność, że większość z nich nie przepada razem z większością posłańców?” – odpowiedziało mu echo własnych myśli.
Zadrżał i skulił ramiona, jakby poczuł nagły chłód.
Zaraz potem wyprostował się i ponaglił wierzchowca.
„Pradziadek był Posłańcem… Dziadek był Posłańcem… Tata też… Chyba nawet Babcia… Dam radę i ja!” – mruczał buńczucznie w rytm uderzeń kopyt.
„W sumie sztuka życia z grubsza polega na tym, żeby się nie dać zabić!” – dogoniła go nieco spóźniona, ale nie taka głupia Konkluzja.
W drogę wysłał go Niewidzialny Rycerz – ten, który niedawno odwiedził małe królestwo (tak, właśnie to, ku któremu zbliżał się był nasz Posłaniec), zachwycił się nim (królestwem, ma się rozumieć), a potem wzdrygnął z niesmakiem i wrócił do siebie. Wiele dni chodził po cichych komnatach, ewidentnie zmagając się z niewesołymi myślami. Wreszcie raczył wezwać naszego (obecnie, jak wiemy, nieco przerażonego) Posłańca i nakazał mu dostarczyć owe przemyślenia komu trzeba. Były jednak tak znamienne w swej wymowie, że postanowił ich nie spisywać, lecz zobowiązać Posłańca do przekazania paszczowo i w cztery oczy.
– Paszczowo?! – wybałuszył oczy Posłaniec. – Nie rozumiem…
– Nie masz rozumieć! – huknął Niewidzialny Rycerz. – Masz powtórzyć. Słowo w słowo. I nie dać się zabić… – dodał, ściskając mu ramię tak, jakby chciał zapamiętać Posłańca jeszcze żywego.
– Okeeej… – zgodził się ten z minimalnym wahaniem, bo bardzo lubił być żywy. – Mniemam, panie, że wieść jest strasznie… straszna?
Niewidzialny Rycerz zamyślił się, zacukał.
– Zależy dla kogo – odparł wreszcie. – Władca królestwa, na którym jednak jeszcze trochę mi zależy, choć zawiodłem się srodze, musi wiedzieć, że źle się dzieje. Mydlą mu oczy. Oszukują. Zdradzają i wyśmiewają. Pozwalają wierzyć w potęgę, której nie ma, ale… jeszcze nie wszystko stracone. No cóż… los króla, królestwa i, nie chcę cię oszukiwać, twój własny, leżą w twoich rękach. Powiesz mu zatem…
*
…Posłaniec musiał zapamiętać wiele słów. Przekaz był tak skomplikowany, że już na początku miał wrażenie, że stracił wątek. Całą energię skupił na zapamiętaniu wiadomości, nie zapominając jednocześnie dlaczego tak lubi żyć: bo nie musiał tego wszystkiego ani widzieć, ani wiedzieć, ani rozumieć. Wsiadając na konia poczuł lekkość, która jak wiemy nieco uleciała, gdy wspomniał o legendarnym losie niektórych Posłańców. Być może ta właśnie obawa uruchomiła w nim jakiś nieuświadomiony instynkt, który właśnie próbował dojść do głosu:
„Hmmm…” – pomyślał wreszcie, ku własnemu zdumieniu wpatrując się bez lęku w coraz wyraźniejszą tarczę zegara na zamkowej wieży – „…czy byłbym w tym miejscu lub w jakimkolwiek innym, gdyby moi przodkowie nie umieli przekazywać nawet złych wieści w taki sposób, żeby ujść z życiem?”
*
– Posłańcze! – zawołała donośnie Sekretessa króla. Nie musiała tego robić, to znaczy wołać, bo stała tuż obok niego. Zrobiła to specjalnie, żeby podkreślić, że może sobie pozwolić pokrzykiwać na kogo zechce, jak na byle pachołka. Uniósł głowę, ale wzrok napotkał tylko jej imponujący biust, który znalazł się na wysokości jego oczu bynajmniej nie dlatego, że tego chciał, lecz dlatego, że Sekretessa lubiła wywyższać się na różne sposoby. W innych okolicznościach nawet by mu się to spodobało…
Tymczasem zaprowadzono go do Izby Westchnień i Zapewnień, gdzie oczekiwał król we własnej osobie.
– Panie – Posłaniec schylił czoło jak nakazywał protokół, choć świadomość sytuacji króla utrudniała nadanie temu gestowi choćby pozorów szacunku.
– Masz coś dla mnie. Nie zwlekaj! Mój czas jest bezcenny – ponaglił go władca.
„Ja chyba nawet w tej sprawie” – pomyślał Posłaniec, po czym zaczerpnął powietrza i zawołał radośnie: – Mam same dobre wieści! Tak dobre, że kazano mi przekazać je wszystkim: głośno i wyraźnie, ale koniecznie w twojej obecności, panie.
– Chodźmy zatem do Sali Ogłoszeń i Zachwytów – nie krył niecierpliwości i radości król, który faktycznie czegoś nie kumał.
W sali zebrał się już tłum poddanych. Poszturchiwali się i odwracali głowy kiedy mówili do siebie. Jakby w obawie, że ktoś odczyta słowa z ruchu warg lub wyrazu oczu… Ale widział to tylko Posłaniec. Król całą swoją postawą podkreślał jaki jest ważny i jak panuje nad każdym z obecnych.
– Mów zatem Posłańcze! – rozkazał wreszcie i ogarniając zgromadzonych wzrokiem pełnym triumfu, wygodniej usadowił się na tronie.
– Panie… I wy: szlachetni zgromadzeni – kłonił się Posłaniec na wszystkie strony. – Mój mocodawca pragnie przekazać radosną nowinę: wasze królestwo ma tak wspaniałego władcę i tak niezwykle pracowitych poddanych, że już niebawem z sąsiednich królestw przybędą do was pielgrzymi z prośbą o nauki!
Król bardzo powoli zwrócił głowę ku mówiącemu. Ten zaś kontynuował niczym niezrażony:
– Nikt z ościennych nie dziwi się, że tak chętnie i zgodnie zasilacie, jakże chudą onegdaj! skarbonkę waszego władcy. Wszak przemawia przez was wielka miłość i szacunek dla starań jego królewskiej mości. Widzimy i podziwiamy jak zabiegacie na wszelkie sposoby, żeby był szczęśliwy i dumny. Zapewne tylko tak można wytłumaczyć, dlaczego praktycznie każda dziedzina waszego życia nie potrzebuje już nadzoru, troski ani nawet kontroli: wszystko pracuje jak dobrze naoliwiona maszyna…
Jedna z królewskich brwi powędrowała ku górze, jakby się chciała schować pod grzywką. Druga pozostała na miejscu – trudno stwierdzić: bardziej zasłuchana czy bardziej porażona zdumieniem.
– Jedni, w doskonałych warunkach i bez zarzutu, uczą najmłodsze pokolenie jak żyć – perorował tymczasem Posłaniec zachęcony milczeniem, zarówno króla jak i tłumu, który nawet nie szemrał, jak to tłumy mają w zwyczaju. – Inni wspierają mieszkańców w doskonaleniu sztuki kaligrafii, śpiewu, deklamacji, tańca, savoir-vivre… lub savoir vivru… – zamyślił się chwilę – a także malarstwa, garncarstwa i tkactwa. Jeszcze inni dbają o ich zdrowie i tężyznę fizyczną, a także o intelekt, który rozwija się dzięki woluminom znamienitym zgromadzonym i pielęgnowanym przez najlepszych znawców ksiąg…
Powietrze gęstniało wyraźnie, tak jak to się dzieje przed burzą. Niewykluczone, że Posłaniec wyczuł nawet delikatne wyładowania, bo nagle przeszedł do podsumowania:
– W imieniu mojego pana oraz władców ościennych królestw, pragnę pogratulować i wyrazić zachwyt, a także ostrzec po przyjacielsku, że niebawem naprawdę będziecie mieli najazd gości, pragnących zobaczyć te cuda na własne oczy. Kto wie? Może niektórzy, o ile oczywiście przejdą gęste sito waszych oczekiwań, zechcą się tu osiedlić? Chodzą słuchy, że wymagacie niemożliwego, ale jak nikt doceniacie lojalność, może nawet umiejętności… No i płacicie sprawiedliwie za zasługi. Podobno też…
Ktoś roześmiał się nieprzyzwoicie głośno. Ktoś mu zawtórował. Ktoś inny zakrzyknął:
– Co on p…?! – ale jego pytanie na zawsze utonęło w zgiełku, który podniósł się jak kurz na wybetonowanym placu przed zamkiem.
– Dosyć tego! – rozległ się nagle głos króla (najwyraźniej właśnie go odzyskał). – Do czego zmierzasz, Posłańcze? Kto naprawdę cię tu przysłał?
– Nie rozumiem, panie – żachnął się zapytany. – Powtarzam tylko to, co kazano mi zapamiętać. Czyżbym coś poplątał?
– Głupcze – warknął król. – To wszystko brednie, urojenia twojej chorej pamięci albo… – przyjrzał się mu przenikliwie – albo myślisz, że jestem ślepy! Mów natychmiast: tak uważasz?
Posłaniec już stał przy wyjściu, już przepraszał swoje życie, że zawiódł je tak sromotnie, ale rzucił jeszcze:
– Skąd ten pomysł, panie?!
– Bo w moim królestwie dzieje się dokładnie na odwrót! – krzyknął król wielkim głosem.
– RZEKŁEŚ…! – odparł Posłaniec z naciskiem, po czym skłonił się z niekłamanym szacunkiem i wskoczył na siodło. Razem ze swoim życiem, które naprawdę bardzo lubił.
Prawie tak, jak tę robotę 🙂
Parę razy czytalam ta bajkę ponieważ nie mogłam jej zrozumieć.. Czy Posłańcem jest ML?
Bajki mają to do siebie, że można je rozumieć na wiele sposobów. Chyba nie należy nawet zgadywać „co poeta miał na myśli” – albo wiadomo od razu (wtedy przez grube zasłony metafor przebija się Oczywista Prawda), albo olśnienie przyjdzie nieproszone 🙂 Może być i tak, że ilu Czytelników, tyle interpretacji. Ale to dotyczy tylko bajek wysokich lotów…
Czas obalic króla! Abdykacji nie będzie. Dwór poddany usłuszny tylko rajcy króla nie koniecznie na kolanach. Pan i władca lekko nie ma, ale i dobrze, bo po co nam król leniuch prowadzący do zapaści królewstwa.