Tak, wciąż to robimy, nadal dobrze się przy tym bawimy i mimochodem promujemy naszą gminę.
Tym razem zaplanowaliśmy wydarzenie na dwa – zdaniem niektórych uczestników „tylko dwa” – dni. Ale może dzięki temu nikt się nie rozpuścił w stanowczo zbyt wysokiej temperaturze, tak?
W każdym razie kolejny konwent za nami. Jesteśmy szczęśliwi, że wszystko się udało: pozyskaliśmy darczyńców, wyrobiliśmy się z terminami, współpracowaliśmy jak dobrze naoliwiona maszyna i znów się okazało, że było warto: sala, pomimo „jeziornej” pogody i sporego wyboru wśród – mniej lub bardziej – kulturalnych czy sportowych wydarzeń w ościennych miejscowościach, tętniła życiem.
Zacznę od tych, którzy jeszcze raz albo wreszcie uwierzyli w nasze możliwości.
To dzięki nim trwamy, rozwijamy się i dostarczamy Wam rozrywki.
Serdeczne podziękowania należą się więc (uwaga! Wszyscy są równie wspaniali!):
DARCZYŃCOM
– srokowskim instytucjom:
- Gminnemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej
- Gminnemu Ośrodkowi Kultury
Pierwsza z nich znacząco dofinansowała nagrody, druga również wygospodarowała środki, ale też użyczyła lokalu i zapewniła większość rzeczy, bez których impreza wyglądałaby o wiele skromniej: nagłośnienie, rzutnik, sprzątanie, wyposażenie kawiarenki. Jesteśmy ogromnie wdzięczni za bezkonfliktową współpracę i życzliwość;
– firmom – wśród nich znalazły się:
- Garmażeria „Pierożek” z Węgorzewa
- Centrum Ubezpieczeń W. Szychowska z Kętrzyna
- Agencja Nieruchomości A. Gajowniczek
- Firma „REBEL”
- Mobilna szkoła Językowa w Kętrzynie
- Fundacja „Krasnolud” w Olsztynie
– osobom prywatnym, które pragną pozostać anonimowe. Zdradzę tyle, że są wśród nich członkowie i przyjaciele klubu. Nie da się ukryć, że jakość imprezy rośnie z każdym bezinteresownym gestem: ktoś pomyśli o małym rabacie, ktoś dołoży coś „do koszyka”… Tak to działa. I się buja!
ORGANIZATOROM (tak, chodzi o nas: członków Srokowskiego Klubu Planszowego „Zawsze Wygrani”):
Organizatorki miały jak zwykle niezawodne wsparcie w członkach klubu: Agnieszko L., Marzenko H., Sylwio P., Grzesiu J., Jasiu W., Manfredzie L., Tomku H.… Bez Waszej uczynnej, żywiołowej, spolegliwej, spontanicznej, kreatywnej i – co najważniejsze – zawsze pozytywnej obecności, niewiele byśmy zrobiły. Świetnie się prezentowaliście w klubowych koszulkach, a ponieważ ich założenie wykluczało Was z grona tych, którzy grali o nagrody – muszę powiedzieć, że bardzo mi zaimponowaliście, bo przecież nie musieliście tego robić. Dzięki serdeczne. Byłam zachwycona nie tylko Waszym nastawieniem do pracy, która nas czekała, ale i atmosferą, którą tworzyliście, co zauważyło także wielu uczestników naszej imprezy.
Osobne podziękowania należą się Tobie, Marto i guzik mnie obchodzi, co ktoś pomyśli o tym, że wyrażam je w takiej formie i tym miejscu. Bo nie chodzi o czcze pochwały, lecz podziękowanie za każdą godzinę Twojej pracy. Tylko Ty wiesz ile ich było i jakim kosztem sprostałaś zobowiązaniu pt. „robimy kolejny konwent!”. Projekty materiałów, które zaplanowałyśmy użyć ze względów promocyjnych, jak i dla podniesienia rangi i atrakcyjności tego wydarzenia (plakaty, ulotki, baner, roll-up, prezentacje darczyńców i naszego klubu) – to było po prostu mistrzostwo świata. Jesteś najlepsza!
UCZESTNIKOM:
Wśród nich, jak zawsze, pojawili się stali bywalcy naszych planszówkowych spotkań, ale i tacy, którzy przybyli licznie na naszą imprezę z miłości do planszówek, dla nagród i żeby pobyć z nami, bo słyszałam, że atmosfera jaką wszyscy razem tworzymy obrosła legendą :). Nasza skromność niewątpliwie też…
Wasza obecność jest warta uwagi szczególnie wobec atrakcji jakie oferowały w tym samym czasie inne miasta, wsie, jeziora i… klimatyzacja, której nie byliśmy w stanie zapewnić. To dopiero V Konwent – wciąż się doskonalimy…
Dziękuję także wszystkim osobom, które pozwoliły na wywieszenie plakatów w witrynach ich sklepów i na tablicach ogłoszeń, którymi zarządzali. Dziękuję, bo nie wszyscy byli tak samo przyjaźnie nastawieni, co jest po prostu niemożliwe do skomentowania.
W każdym razie, kto do nas nie dotarł, niech żałuje:
W sobotę, zgodnie z planem, punktualnie o godz. 14 sala widowiskowa srokowskiego domu kultury była gotowa na przyjęcie uczestników i zapełniała się systematycznie:
Uczestnicy musieli się zapoznać z kilkoma dokumentami, które miały za zadanie oszczędzić nerwów, oswoić statystykę, poskromić RODO i zachęcić do rywalizacji w duchu dobrej zabawy:
…a jeśli ktoś jeszcze miał jakieś wątpliwości i pytania, w strategicznych punktach umieściliśmy wskazówki. Na przykład:
Lub:
Po co to zrobiliśmy? Żeby zaakcentować idee jakie nam przyświecają i – w nieco pokrętny sposób – podzielić się obserwacją z poprzednich spotkań. Było tego trochę:
Czekaliśmy właśnie na Ciebie!
Wygrywamy bez pychy, przegrywamy bez urazy.
Baw się dobrze!
Jest coś w co nie umiesz grać? Jesteśmy tu dla Ciebie – zapytaj 🙂
Wygrywając bez pychy, uczysz przegrywać bez żalu.
Zostań z nami – Zawsze Wygrani.
Zachowaj trzeźwy umysł – to zawsze pomaga.
Masz pociąg do gier? Siądź do „Mexican Train”!
Z nami zawsze wygrasz (nawet jak przegrasz 🙂
Nie zagrasz – nie wygrasz.
Ciesz się nawet cudzą wygraną i na Ciebie przyjdzie kolej.
„Dixit” pomoże o każdej porze.
Nawet kiedy przegrywasz, wygrywasz, bo jesteśmy z Tobą!
Przyznajcie, że scena prezentowała się malowniczo:
Zaś w głębi niej, dyskretnie, aczkolwiek niemożliwa do zignorowania prezentowała się prezentacja multimedialna (tu powinnam wstawić emotikonkę z uśmieszkiem na znak, że celowo użyłam sformułowania „prezentowała się prezentacja”, ale… zaryzykuję…) Dzięki niej uczestnicy mogli się dowiedzieć kto był darczyńcą, a kto organizatorem imprezy i do kogo mogą się zwrócić o pomoc, gdyby regulaminy, informacje i strzałki nie wystarczyły, albo gdyby chcieli się do nas uśmiechnąć analogowo 🙂
Ruszyliśmy wreszcie. Niektóre mamy i ciocie nie mogły patrzeć jak ich podopieczni walczą o swoje z dorosłymi, choćby w grze Prawo Dżungli, gdzie wygrywa szybki i silny:
Inne gry wymagały jednak wyobraźni (zwłaszcza te niespotykane…):
… lub wiedzy:
…wiedzy, szczęścia i wyobraźni:
…dobrej passy, spostrzegawczości i uwagi:
…uwagi i farta, bo graliśmy nawet w… bingo! (na zdjęciu stół z grami i fantami możliwymi do zdobycia; żałujcie, że nie widzieliście tego czujnego skupienia!):
…oraz wyobraźni, spostrzegawczości, uwagi – a nade wszystko – logicznego myślenia:
Nad uczestnikami, jak anioły, czuwały członkinie klubu: radziły, sędziowały i wciąż rozpakowywały zgrzewki wody i dosypywały ciasteczka…
(oraz członkowie-bodyguardowie ma się rozumieć):
Dla dzieci zbyt znużonych lub zbyt małych na grę przygotowaliśmy kącik zabaw: wyłożyliśmy go wykładziną, przywlekliśmy zabawki, pluszaki, kredki i kolorowanki, a one… naprawdę się bawiły! To dobre miejsce, żeby serdecznie podziękować pani Michalinie z biblioteki gminnej za udostępnienie różnych elementów wyposażenia, również mebli dla dzieci:
Drugi dzień konwentu minął pod znakiem szachów i… kości.
Zgodnie z planem gościliśmy byłego mistrza juniorów województwa warmińsko mazurskiego, Krzysztofa Budrewicza, który od kilku lat prowadzi szkołę gry w szachy „Szachuś” w Olsztynie i – choć nie da się ukryć, że juniorem już nie jest– dał dowód swojego mistrzostwa. Najpierw rozegrał tak zwaną „symultanę”, czyli grę jednoczesną, z 10 przeciwnikami. Była to świetna – i wyjątkowa – okazja dla miłośników szachów do zmierzenia się z mistrzem:
…który następnie rozegrał partię błyskawiczną, w której całkowity czas na podjęcie decyzji wynosi 2 minuty, natomiast przeciwnik ma do dyspozycji 5 minut. Uczestnik, który zasiadł do pojedynku okazał się twardym przeciwnikiem. Partia została rozegrana w 2,5 minuty w 44 ruchach! Brawa dla naszego radnego, to również dzięki niemu widowisko okazało się emocjonujące nawet dla laików w dziedzinie szachów:
Mistrz zostawił nam na deser smaczny kąsek. Otóż rozegrał partię na ślepo, czyli bez patrzenia na szachownicę. Dla uwiarygodnienia siadł tyłem do niej, mimo że zasłonił oczy. Przeciwnik (pozdrawiamy pana Romana z Węgorzewa, który dowiedział się o naszym wydarzeniu z plakatu) przestawiał figury zarówno swoje, jak i mistrza – z przyczyn oczywistych obaj podawali na głos ruchy pionów i figur:
Uczestnicy konwentu mogli obserwować partię na ekranie lub na szachownicy.
…naprawdę byliśmy pod wrażeniem, do tego stopnia, że na czas jakiś wstrzymaliśmy inne rozgrywki:
Nasz mistrz wygrał i tym razem. Na zakończenie, właściwie już w kuluarach, widząc podziw uczestników konwentu, stwierdził skromnie: „Nawet symultanę można rozegrać na ślepo, ale ja potrafię zagrać TYLKO z 10 przeciwnikami. Jest szachista, który gra z 60 na raz…” I właśnie ta skromność i bezinteresowność w połączeniu z tak wielkimi umiejętnościami, zjednały nasze serca 🙂 Uznaliśmy, że zasłużył na specjalne podziękowanie, które nie pozwoli mu zapomnieć o tak czarującym miejscu jak Srokowo…
Ciekawe czy jego wizyta skłoni kogoś do zmierzenia się z królewską grą? Mam na myśli kogoś, kto nie znał jej do tej pory. Czas pokaże.
A poniżej statystyka, na którą z pewnością czekaliście:
Podczas V Mazurskiego Konwentu Gier Planszowych graliśmy 16 godzin, wręczyliśmy 40 nagród w postaci gier i około 20 innych, a uczestniczyło w nim ok. 150 osób.
Co do miejsca zamieszkania uczestników… zresztą sami zobaczcie:
Nasi uczestnicy przybyli m. in. z: Olsztyna, Kętrzyna, Węgorzewa, Słupska, Nidzicy, Morąga, Korsz, Jabłonnej, Pieckowa, Brzydowa i Bań Mazurskich. Niektórzy z nich zaplanowali sobie wakacje pod kątem naszego konwentu właśnie, co bardzo nam pochlebia 🙂
W „Książce Skarg, Pochwał i Słusznej Krytyki” znaleźliśmy takie oto wpisy:
Padło też ważne pytanie: „Dlaczego w Srokowie nie ma żadnej knajpki?! Turysta może umrzeć z głodu?! :(”
Nie nam odpowiadać na takie pytania. Jesteśmy od rekreacji & promocji…
*
Wróćmy jeszcze do spraw organizacyjnych:
Nie będziemy ukrywać, że oczywiście nie od razu i nie wszystko było takie proste.
Potencjalni darczyńcy (instytucje) oczekiwali od nas papierków, które ich przekonają, że nasz pomysł ma sens i jest zgodny z siedemnastoma paragrafami dwunastu dokumentów, które przed chwilą zaczęły obowiązywać. Dlatego powołując się na ustawy, rozporządzenia, uchwały, Konstytucję i parę innych zapisów (w zasadzie odpuściliśmy tylko Kodeks Hammurabiego i regulamin korzystania z kąpieliska na gminnej plaży, ale tylko dlatego, że jedno jest reliktem z przeszłości, a drugiego nie ma), przekonywaliśmy, że gry planszowe, a właściwie impreza, która promuje ich wartość, jest działaniem nieszkodliwym, a nawet pożytecznym społecznie. Czy nie jest to oczywiste? Odniosłam wrażenie, że gdybym poprosiła o kasę na tablety i laptopy, na których wiadomo, że dzieci nie pracują tylko grają, czatują, oglądają głupio-mądre filmiki i… no cóż… nie są bezpieczne, nie musiałabym tak gorliwie udowadniać, że wiem co robię i po co.
Osoby prywatne i właściciele niewielkich firm dotowali nas spontanicznie.
W każdym razie potencjalni darczyńcy otrzymali od nas pisma (bez których nie mogli się nawet do nas uśmiechnąć) o treści, pełnej górnolotnych sformułowań, mniej więcej w takim stylu:
Chodzi przede wszystkim o to, że nasze przedsięwzięcie jest zwyczajnie godne zainteresowania. Oczywiste w swej formie i wyrazie – jest skierowane do każdego i służy obiektywnie szlachetnej sprawie. Otóż w niepowtarzalnej atmosferze udowadniamy, że w czasie wolnym nie jesteśmy skazani na oglądanie telewizji, przeglądanie Internetu, obserwację sąsiadów czy popijanie alkoholu. Uczestników – owszem: zachęconych możliwością zdobycia nagród – wciągamy w świat gier planszowych. Są proste, a jednak skłaniają do wysiłku intelektualnego. Wymagają współpracy, więc integrują i wykluczają samotność. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że zmuszają do kulturalnej rywalizacji – zaspokajając potrzebę sukcesu czy zaistnienia w grupie, ale i oswajając z porażką. Poszerzają horyzonty, pogłębiają znajomości, likwidują dystans, oswajają nieśmiałość, uczą pokory… Jakkolwiek naiwnie to zabrzmi: wierzymy gorąco, że nasze działanie jest społecznie pożyteczne, warto więc się przyłączyć – na przykład jako darczyńca, prawda?
Wszystkie pisma zawierały zasadniczo jedno przesłanie:
Gmina i powołane przez nią komisje mogą stworzyć jeszcze dwa miliony stron przedstawiających programy przeciwdziałania wszystkiemu czemu przeciwdziałać należy, ale jeśli nie znajdzie środków i nie doceni ludzi (nie jesteśmy jedyni!), którzy tworzą alternatywę dla ponurej, wrogiej, biednej, nudnej i brzydkiej rzeczywistości – utonie w swoich papierkach i nie uratuje nikogo.
Świetny artykuł, bardzo dobre i trafne podsumowanie konwentu. Brawo! 🙂
A spotkales tu zły artykuł? Jedyne moje zastrzeżenie to takie że artykuły pojawiają się tu za rzadko.Konwent był naprawdę udany.Nie mogłem być ale tak się złożyło że usłyszałem kilka zupelnie niealeznych opinii.Nooo i to sa takie chwile kiedy czlowiek jest dumny ze w jego miejscowosci dzieją sie Takie rzeczy.Brawo drogie Panie B&M i reszta! Naprawde zawziete z Was kobitki 🙂