Na każdego – bez względu na światopogląd – czeka takie miejsce, gdzie już nic go nie dotknie, nie zrani, nie zdziwi. Cmentarz, miejsce pochówku, cel ostatniej drogi…
Tak myślałam do niedawna.
Tymczasem okazuje się, że nie ma takiego miejsca, które gwarantuje nam spokój wieczny. Jakiś czas temu jeden z mieszkańców naszej gminy odkrył z przerażeniem, że grób bliskiej mu osoby został oblany farbą. Próbuję sobie wyobrazić co się czuje w takiej chwili. Słyszę, że „wielki żal, smutek…” i że pojawiają się pytania „Dlaczego? Czy już nawet po śmierci nie ma spokoju??? W naszym Srokowie takie przykrości od ludzi, których znamy, z którymi żyjemy od wielu lat?”
Tak. Dodałabym: codziennie słyszymy „Dzień dobry”, „Jak zdrówko?”, „Niech pozdrowi mamę (męża, babcię)” i chcemy wierzyć, że to szczere, a tymczasem odkrywamy z przerażeniem, że nie zauważyliśmy skrzętnie ukrywanej niechęci i zawiści. Wtedy zadajemy sobie pytanie: kto jeszcze ma do mnie jakiś żal czy pretensje, bo przecież nie do zmarłego – wiadomo, że ból można zadać tylko żyjącym. No więc, cokolwiek to jest, dlaczego nie powie mi tego prosto w oczy?
Bo ludzie już tacy są. Dlaczego? Próbował to wyjaśnić słynny bajkopisarz, który w jednej z baśni opowiada jak to diabeł zrobił lustro, „które posiadało tę właściwość, że wszystko dobre i ładne, co się w nim odbijało, rozpływało się na nic, a to co nie miało żadnej wartości i było brzydkie, występowało wyraźnie i stawało się jeszcze brzydsze[1].” A kiedy lustro się stłukło „rozprysło się na tysiące milionów, bilionów i jeszcze więcej okruchów”, a co gorsza „niektóre kawałki były mniejsze od ziarnka piasku i pofrunęły daleko w świat; gdy wpadły komuś do oka, tkwiły w nim, i wtedy człowiek ten widział wszystko na odwrót albo spostrzegał tylko to, co było w danym przedmiocie złe, (…) i byli ludzie, którym taki odłamek wpadał do serca i wtedy działo się coś okropnego: serce stawało się jak kawał lodu.”
Nigdy się nie dowiemy kto spośród otaczających nas ludzi chodzi z okiem zaprószonym dawną urazą, w czyim sercu tkwi maleńki odłamek szkła, który codziennie je rani, bez przerwy przypominając o tym co może już nieistotne zupełnie, ale boli jakby zdarzyło się wczoraj. Choć źle nam życzą, sprawiają przykrość i ból – to bierze się to z ich bólu, o tyle większego, że niemożliwego do ukojenia. Może – kiedy już wiemy, że są wśród nas – powinniśmy im współczuć?
A może zrobił to ktoś psychicznie chory? A może sprawcami haniebnego czynu są durnowaci smarkacze, którzy nie pomyśleli jak wielką czynią krzywdę bliskim osoby, która spoczywa w miejscu jakie wybrali?
Tak czy owak, nikt z nas nie chciałby doznać takiej nieprzyjemności w miejscu wspomnień i zadumy, to chyba jasne. Dlatego – również w imieniu rodziny, która wciąż nie może się otrząsnąć z niezasłużonej przykrości – proszę o czujność w tym szczególnym miejscu i informacje o sprawcy, jeśli ktoś z Państwa je posiada. Dla naszego wspólnego dobra i spokoju zróbmy wszystko, żeby już nikt nie cierpiał – nie ma znaczenia: przez okruch szkła w czyimś sercu czy pustkę w czyjejś głowie.
[1] Wszystkie cytaty pochodzą z „Baśni” („Królowa Śniegu”) H. Ch. Andersena (PIW, Warszawa 1956)