Ponieważ wokół nas wszystko się zmienia, postanowiliśmy i my pogmerać w naszej przeszłości (żeby ją uporządkować), teraźniejszości (żeby żyło się lepiej) i przyszłości (bo jesteśmy ludźmi o nieograniczonej wyobraźni). W imię postępu, na dobry początek Gburmistrz zwolnił sołtysa i wyznaczył nowego tymczasowego Prezesa wsi – czyż nie lepiej to brzmi? Został nim Mściwój Jakitaki: człowiek niezwykle łagodny, skromny, pracowity i cichy. To znaczy tak nam się wydaje, jego przeciwnicy zaś mówią, że jest zdezorientowany, nieśmiały i chaotyczny. Dano nam czas, żebyśmy ocenili czy jest dobrym Prezesem i obiecano, że decyzja czy nim zostanie na zawsze będzie w naszych rękach. A właściwie telefonach: ogłoszono plebiscyt. Mamy wysyłać smsy na „tak” lub „nie”. Cena jednego smsa na „nie” to 2360 zł, na szczęście te na „tak” są darmowe.
Prezes łatwo dał się przekonać, że warto zawalczyć o świetlicę, która pozostała jak bastion przeszłości: nasza, ale nie nasza, potrzebna, ale bezużyteczna, wyposażona w stoliki, ale nic na nich nie stoi… Świetliczanka Iszka musiała pogodzić się z nowym porządkiem: korzystamy ze świetlicy kiedy chcemy, palimy papierochy i dziabniemy tam nawet piwko, ale ona nie musi nas pilnować, wystarczy, że rano rozpali w piecu, posprząta i wywietrzy, zanim przyjdą dzieci, żeby tracić czas i zdrowie przy komputerach, z którymi też zrobimy porządek jak tylko ogarniemy ważniejsze sprawy.
Raz na zawsze ustaliliśmy też, że jeśli wieś dostanie jakieś pieniądze, na pewno nie będzie dyskusji czy przeznaczyć je na naprawę polnych dróg czy na boisko. Jak świat światem dzieci grały w piłę gdziekolwiek, jeśli tylko chciało im się grać, a droga, rzecz święta: żeby ją niszczyć ciężkim sprzętem trzeba ją najpierw naprawić.
Postanowiliśmy też przychylić się do decyzji władz naszej gminy o posadowieniu farmy wiatrowej na terenie naszego sołectwa. I wtedy do dyskusji włączył się Nasz Nowy Sąsiad, który do tej pory był zastanawiająco milczący:
– Panowie – zaczął, zupełnie ignorując panie, ale w końcu do Dnia Kobiet jest jeszcze parę dni – nie działajmy pochopnie: farmy wiatrowe to problem, który należy przemyśleć i rozważyć. Jeśli pozwolimy, aby się pojawiły w pobliżu naszych domów, na naszej ziemi, nie pozbędziemy się ich przez następne 20-25 lat!
– No i…? – cicho i beznamiętnie zainteresował się Prezes.
– Czy wiecie w ogóle czym to grozi? – nie poddawał się Nasz Nowy Sąsiad.
– Tak? – Prezes uprzejmie podtrzymywał dyskusję.
Jak zwykle w takich sytuacjach przez salę przebiegł Szmer, zawrócił i w magiczny sposób przekształcił się w niby-tłumiony Kaszlośmiech. Mimo to Nasz Nowy Sąsiad nie tracił animuszu:
– Po pierwsze: to zepsuje nam krajobraz, nasze sołectwo utraci swój urok, a z nim walory turystyczno-krajoznawcze…
Zarechotało zewsząd.
– Sąsiad, a gdzieś ty tu turystę widział?! Lasów nie ma, jeziora nie ma, ścieżki rowerowej nawet nie ma, nic nie ma! Na huk miałby tu ktoś przyjeżdżać?!
– Dla ciszy, śpiewu ptaków, po miód, no i może ktoś agroturystykę by otworzył..? – Nasz Nowy Sąsiad jakby się zająknął, ale po chwili kontynuował: – Dajcie mi jednak skończyć. Po drugie: tam gdzie są wiatraki powstają wibracje, dochodzi do zniszczenia naturalnych siedlisk ptaków i zwierząt, odnotowuje się zjawisko odbijania fal i cząstek, a także zakłócenia komunikacji elektromagnetycznej, co ma wpływ na każdy żywy organizm…
– Ale za to prąd mamy ekologiczny! – zawołał ktoś rezolutnie po chwili Konsternacji, która rosła i rosła im więcej padało słów z pogranicza obcych nam dyscyplin naukowych, aż w końcu pękła ze zdziwienia kiedy Nasz Nowy Sąsiad odważył się wypowiedzieć niezrozumiałe, bo siedmiosylabowe słowo – No nie powiesz, sąsiad, że to nie ma znaczenia!
– Niezupełnie. Żeby zbudować elementy wiatraka i posadowić go, też trzeba zużyć dużo surowców i zatruć środowisko.
– Ale prąd tańszy!
– Nie. Prawdę mówiąc najdroższy. Tak naprawdę na produkcji zyskuje tylko inwestor, bo dostaje dotacje na to, żeby zepsuć nam krajobraz i zdrowie.
– Oj tam, oj tam, jak wiater może zdrowie zepsuć?! Zaraz sąsiad powiesz, że jak włanczam sobie wentylator w domu to szybciej umre! – zaśmiała się Luśka Niecałkiemprzytomna, co bardzo spodobało się pozostałym.
Nasz Nowy Sąsiad miał minę jakby nagle rozbolały go zęby.
– WłĄczenie wentylatora to co innego. WIATR sam w sobie też nie jest szkodliwy – zaczął cierpliwie, – Chodzi o interferencję hałasu i o to, że wasze domy stracą na wartości prawie połowę.
– Ale dostaniemy kasę, że na naszej ziemi wiatrak stoi! Trzeba iść z postępem, nie ma co gadać.
– Za to stracisz dopłaty unijne i będziesz się bujał z podatkami: od działalności gospodarczej, VAT itp., będziesz musiał śledzić zmieniające się przepisy podatkowe i przewidzieć je w momencie podpisywania umowy, bo potem będzie za późno. W dodatku tam gdzie są wiatraki inwestor może ci zabronić niektórych upraw, wiatraki płoszą lub zabijają ptaki, a gdy nie ma ptaków jest mnóstwo gryzoni i szkodników. A jak już pozbędziesz się wiatraków z pola, to zostaną ci tony betonu i ziemia nasączona olejami, na której nie wolno uprawiać roślin do produkcji żywności. Nikt tej ziemi od ciebie nie kupi, nawet właściciel wiatraków nie chce jej mieć, zwróć uwagę.
Zrobiło się cichutko. W niejednej głowie pojawiła się lista plusów ujemnych sądząc po minach, które wyrażały nienazwane uczucia. Nagle też poczuliśmy, że w świetlicy strasznie śmierdzi, zupełnie jak w knajpie, a przecież taka świetlica to kulturalne miejsce powinno być.
Otrzeźwił nas podmuch wiatru z otwieranych przez Durnichę okien.
– Idźcie, dzieci, do domów – powiedziała. – Bywa, że „postęp” ma dwa oblicza: jedno to rozwój, drugie – dewastacja. Pomyślcie jeszcze raz, na spokojnie, z którym z nich macie do czynienia.
Dziwnie działa na ludzi obecność naszej Durnichy: w chwili gdy się odezwała Prezes zaczął chaotycznie zbierać papiery i zupełnie jakby stracił orientację w temacie, nieśmiało wycofał się do wyjścia. Ona zaś odprowadziła go uważnym i życzliwym – ale jednak zagadkowym – spojrzeniem i… zabrała się do pisania króciutkiego smsa.
Nareszcie!!! Wróciła nasza saga. A już się bałam, że otaczająca nas rzeczywistość stała się może zbyt nudna dla autora.
Tak, Nasz Nowy Sąsiad ma rację dotyczącą wiatraków i ich wpływu na KAŻDY żywy organizm. Brawo za ciekawą i pouczającą opowieść! Cóż… samo życie… nasze, gminne.
W tej historyjce jest ujęte wszystko to, co dzieje się aktualnie w naszej Gminie. Wybory – niekoniecznie zgodne z naszą wolą i sumieniem oraz zmiany najbliższego otoczenia, które każdy postrzega według własnych kryteriów (zarobku,wygody czy interesu….).