Odeszła.
Cicho i dyskretnie.
Nigdy nie narzucała się ze swoją obecnością. Była gdzieś w tle: uśmiechnięta, życzliwa, gotowa w każdej chwili zaistnieć, gdyby tylko zaszła taka potrzeba.
Niektórzy patrzyli na nią jak na symbol słabości, może nawet robiła na nich wrażenie infantylnej i nieśmiałej. Ale nie była słaba. Dawała impuls do różnorakich działań, także artystycznych – potrafiła sprawić, że nawet niewprawne ręce tworzyły coś z niczego. Jej rolą było też inspirowanie tych, którzy pragnęli obudzić w innych poczucie prawości, solidarności, sprawiedliwości, czy po prostu człowieczeństwo. W wielu sprawach, które wypływały na światło dzienne wbrew staraniom o ich zatuszowanie, prędzej czy później cichutko wymieniano jej imię. Tak naprawdę nikt się tym nie przejmował, ale pozostawało poczucie winy, bo wiedziano, że przejmować się należy. Dlatego tak często starano się ją dyskredytować, umniejszać, a nawet próbowano się jej pozbyć.
Jeszcze gorzej się działo, gdy jej imieniem szastano. Wymieniano je wtedy w kontekście spraw wątpliwych moralnie lub tylko po to, żeby zarzucić, że ktoś tego imienia nadużywa.
Nie była bez wad: czasem jej obecność była jak wyrzut sumienia, bo uświadamiała, że to i owo można było zrobić inaczej, lepiej, uczciwiej.
Bywało, że sprawiała wrażenie jakby płynęła z prądem: biernie obserwowała jak wpływa to na innych, czy przypomną sobie o niej na czas, czy – nawet, jeśli na dłuższą chwilę zniknęła z ich życia – pamiętają, że jest i czy nie jest cierniem w czyimś oku. Nie chciała nic więcej.
Pomimo swej subtelności i delikatności, lub może właśnie dlatego, okazała się niezbędna.
Szkoda, że wszyscy zauważyli to dopiero, gdy jej zabrakło.
Nie pozwolimy jednak, żeby umarła w naszej pamięci. W naszych sercach na zawsze pozostanie jej cząstka.
Na imię jej Wrażliwość.