* z jeszcze subtelniejszymi elementami kryptoreklamy**
** tak subtelnej, że nie zauważy jej nawet podmiot reklamowany…
W pewien majowy piątek tego roku, w pewnej restauracji o aromatycznej nazwie, w mieście obdarowanym niedawno (ponoć przepysznymi) pączkami z wątróbką, wydarzyło się coś, co było zapowiadane jako: „Koncert cudownej polskiej wokalistki i kompozytorki, zdobywczyni dziewięciu złotych i siedmiu platynowych płyt, (…) Artystce towarzyszyć będą czołowi muzycy polskiej sceny jazzowej: Robert Kubiszyn – bas oraz Marek Napiórkowski – gitara.” (cyt. z „Tygodnika Kętrzyńskiego”)
Byłam, widziałam, słuchałam, śmiałam się i ledwo powstrzymywałam łzy…
Anna Maria Jopek – bo to ona była gwiazdą tego wieczoru – to… Anna Maria Jopek: jakość sama w sobie, człowiek-instrument, kobieta z krwi i kości, a jednocześnie tak subtelna i zjawiskowa, że… nie do wiary, że może dysponować TAKIM głosem!
Wiem oczywiście, że głos to nie wszystko: dwa niezwykle czułe mikrofony (tak: dwa naraz), sprzęt, który tak moderuje dźwięk, że czasem mamy wrażenie jakby śpiewały dwie panie A.M.J, też robią swoje. Wciąż jednak pozostaje się w podziwie dla muzykalności, wrażliwości i możliwości wokalnych, gdy na naszych oczach (czyt.: w naszych osobistych uszach, ale „oczy” jakoś tak szlachetniej brzmią, zauważyliście? Tylko… czy oczy mogą brzmieć? Język polska być trudna… ) dźwięki ciche jak nieśmiałe westchnienie, zaczynają rosnąć, nabierać rozpędu, galopować zachwycone własnym brzmieniem – zupełnie jakby żyły swoim życiem… To są te chwile, które nie powinny przemijać: czas powinien stanąć w miejscu, dźwięki wybrzmiewać bez końca, a nasze serca cwałować aż do migotania przedsionków włącznie. Na szczęście wokalistka chyba nas polubiła, bo postanowiła je tym razem oszczędzić 🙂
Zachwycałam się nie tylko dźwiękami, ale i samą wykonawczynią. To niezwykła osobowość sceniczna. Cudownie uwodzi publiczność, bez problemu nawiązując z nią kontakt zarówno poprzez nakłonienie do wspólnego śpiewania riffów, jak i „ogarnianie” sytuacji wymagających improwizacji: kiedy się okazało, że nagłośnienie trzeba nieco skorygować usłyszeliśmy piosenkę z tekstem „…bo, wiecie państwo, nasze ustawienia przed występem są psu na budę, bo kiedy sala się wypełni, dźwięk rozchodzi się inaczej…”, lub „przepraszam, nie pamiętam tekstu, bo dawno go nie wykonywaliśmy, ale przecież im więcej pomyłek tym lepiej; możliwe, że tylko improwizacja ma sens!…”. Myślę też, że nie tylko mnie ujęła jej propozycja przysunięcia krzeseł bliżej sceny, żeby osoby z końca kameralnej, ale jednak ciasnej salki, miały lepszy widok.
Trudno jest znaleźć słowa zachwytu dla wykonawców tego formatu – bo towarzyszący pani Annie muzycy nie pozostawali w cieniu – wielkie brawa dla nich! Jak widać postanowiłam jednak spróbować i robię to z całą świadomością, że wszystkie słowa już padły, że nie wymyślę takich, które opiszą całe bogactwo uczuć jakie może wzbudzić tak dobra muzyka i tak utalentowani artyści.
Po co to robię?
Żeby zapamiętać:
– magiczny nastrój
– choćby fragmenty tekstów:
„Nie lękaj się – tylko stawiaj żagle./
I płyń – pewnie i odważnie./
Bo nie warto żyć inaczej./
Zaufaj mi…”
– że warto czasem oderwać się od spraw, które przygniatają swoją powtarzalnością i ciężarem i nucąc „No, życie przecież po to jest, żeby pożyć/Nim w kołowrotku pęknie nić” – wybrać się (za miesiąc, może dwa?) na kolejny niezwykły wieczór do miasta, gdzie oprócz Magdy G. i łechtających podniebienie pączków posypanych cukrem pudrem i parmezanem (!), błąka się cudowna, energetyczna i kojąca jednocześnie, muzyka tego czy innego – ale na pewno nietuzinkowego – artysty.
Słowa uznania także dla pomysłodawców, gospodarzy i sponsorów całego przedsięwzięcia. Dziękuję.
PS. Kogo z Was spotkam na następnym koncercie i kiedy: 31 maja? 21 czerwca? 23 sierpnia?
… i jeszcze jedno PS (bo PS2 brzmi niejednoznacznie – co za świat!) – w tekście, który sprawia wrażenie jakby pretendował do artykułu z pogranicza krytyki muzycznej powinny paść słowa takie jak: „harmonia dźwięków”, „gradacja dynamiki”, „zaskakujący aranż”, albo chociaż „modulacja”, ale brzmią jakoś tak obco. Proszę jednak zauważyć, że nie użyłam ani razu modnego sformułowania: „niezły wykon”, więc chyba nie jest źle?
Oj, chyba będziemy poczekać na jej najbliższą wizytę w naszej Polsce klasy B… Ale nie przegapię, po takiej recenzji…