Potwierdziły się najgorsze przypuszczenia: nie zamierzało nas opuścić. Najpierw ucichli ludzie, ale naprawdę strasznie zrobiło się, gdy zamilkły również psy.
Nagle zorientowaliśmy się, że nie szczekają, nie wyją, nie skomlą. Pozornie wychodziło nam to na zdrowie: nie trzeba było nakrywać głowy poduszką, ani otwierać okna w środku nocy, żeby rzucić czymś ciężkim w kierunku budy[1]… Klasyka: spaliśmy spokojnie, aż do chwili, gdy odkryliśmy, że nie jest to zdrowy sen, że nawet abstynenci budzą się z kacem.
Zupełnie mimochodem[2] jeden drugiemu powiedział, że jego pies milczy. Drugi – zdziwiony niewymownie – przekazywał trzeciemu, że jego pies również, a trzeci czwartemu, że jego suczka zaniemówiła już ponad tydzień temu.
Poprzestalibyśmy na zabawie w głuchy telefon, gdyby nie dzieci. Jak już było mówione, dzieci są nieprzewidywalne. Mają mnóstwo sposobów, żeby narobić rodzicom wstydu: a to krzykną, że król jest nagi, a to, wygadają się, że tata jest w domu, tylko pijany, a to zdjęcie zrobią, a to się rozbeczą w najmniej odpowiednim momencie, bo im Burka szkoda…
Burek być może był pierwszy. Dzieciak Pćimikiewiczów znalazł go na progu domu z odgryzioną łapą i bez nosa; piesek Zapłotnych został wyrwany z łańcucha, brakowało mu skóry, inne wykrwawiały się na mrozie, więc nie wiadomo co bardziej im zaszkodziło: kły napastników czy ten mróz.
Niektórzy zastanawiali się co było gorsze: widok umierającego lub zamarzniętego zwierzaka czy świadomość, że walkę o życie stoczył w całkowitym milczeniu. Bo one zazwyczaj tak ginęły: w ciszy.
Wiedzieliśmy, że skrytobójcze psy należą do Zmurszaka, wiedzieliśmy, że jak już posmakowały krwi to nigdy nie przestaną, że morderczy instynkt łowcy, który się w nich obudził nigdy już nie zgaśnie.
Nie umawialiśmy się jakoś specjalnie, a stało się tak, że pewnego popołudnia wielu z nas przyszło do świetlicy. Coś tam bąkaliśmy między sobą, może trochę złorzeczyliśmy, a jednak spuszczaliśmy głowy i milczeliśmy, bo każdy kto próbował zacząć temat nagle odkrywał, że sam coś ma na sumieniu, że:
jak powie:
„Nie może tak być!”
to usłyszy:
„A nie pamięta jak wasz kundel na naszego szczekał?!”
i obawiał się, że jak odpowie:
„Ale go nie zagryzł!”
to usłyszy:
„Ale mógł!”
Tylko jedna osoba siedziała z podniesioną głową i bacznie przyglądała się zebranym. To była Córka Naszego Nowego Sąsiada[3].
W pewnej chwili po prostu podniosła się z miejsca i chrząknęła znacząco. Ten jeden gest i dźwięk spłoszyły Milczenie: przykucnęło za ostatnim krzesłem, przywarło do zimnego grzejnika[4], położyło uszy po sobie i zaczęło się intensywnie wpatrywać w dziewczynę, zupełnie tak, jakby chciało spłoszyć jej Animusz i Determinację.
– Widzę, że muszę zacząć, choć jestem tu chyba najmłodsza – rzuciła zadziwiająco donośnym, a jednocześnie spokojnym głosem. – Sołtysie, sąsiedzi, przyjaciele, tato – wyliczała zaglądając nam w oczy, – czy naprawdę nie widzicie co się stało? Większość z nas straciła swoje psy. Nic z tym nie zrobicie? Naprawdę tak mało dla was znaczyły?
– No, ale dlaczego milczały? – odezwał się ktoś oskarżycielskim szeptem, do którego niechętnie dołączyły inne głosy:
– Gdyby wszczęły alarm zorganizowalibyśmy pomoc, większość z nich udałoby się uratować. A tak: co?!
– We wsi tera całkiem martwa cisza, nikt się nie czuje już bezpiecznie. To nasza wina czy psów, psia ich mać?!
– Bo to złe psy były!
– Albo bezdennie głupie!
– Albo jedno i drugie!
Córka Naszego Nowego Sąsiada patrzyła już tylko w kierunku ojca. Posmutniała, w jej oczach błysnęły łzy bezsilności. Nasz Nowy Sąsiad właśnie otworzył usta, gdy drzwi otwarły się tak jakoś stanowczo i weszła Durnicha. W ułamku sekundy zajrzała we wszystkie serca i powiedziała:
– Właśnie widziałam jak Staś Zadrogów uciekał przed psami Zmurszaka. Jest tylko dzieckiem. Kiedy go pokaleczą powiecie, że był głupi czy zły?
Zaczęliśmy się rozglądać po sobie, zupełnie tak jakbyśmy się dopiero poznawali. Ktoś krzyknął, że trzeba lecieć chłopakowi na pomoc, ktoś inny, że trzeba skontaktować się z policją i z Gburmistrzem, żeby przysłał hycla[5], a Chwiejakowa wybełkotała przytomnie[6], że ktoś musi sprawdzić czy zmurszakowe psy były szczepione, bo może wściekliznę na domiar złego roznoszą.
Ani się obejrzeliśmy jak Milczenie nas opuściło.
Może śmierć naszych psów miała sens, bo w jakiś sposób nas odczarowała? A może wszystko na nic, może Ono tylko przyczaiło się za rogiem? Może jednak z Milczeniem wygodniej niż z hałaśliwymi psami?
Tym bardziej, że to złe psy były, sami słyszeliście…
Nie wystarczy mieć psa,żeby być panem.
Problem z grasujacymi bez nadzoru psami jest poważny. Można by się pokusić o pytanie: czy to aby na pewno problem z psami, czy raczej głupota i nieodpowiedzialność ich właścicieli?
Kiedyś taki problem można było łatwo rozwiązać – dawało się znać myśliwemu i było po kłopocie… Obecnie kłopoty dopiero by się zaczęły – ale dla myśliwego.
„Wg. Ustawy o ochronie zwierząt myśliwi nie mają prawa odstrzeliwać bezdomnych zwierząt. Jedynym wyjątkiem jest zapis zawarty w artykule 6.1, podpunkt 5, który zezwala na usuwanie osobników bezpośrednio zagrażających ludziom, a także innym zwierzętom, jeżeli nie jest możliwy inny sposób usunięcia zagrożenia. Reguluje to również artykuł 33a, punkt 1, w którym napisane jest, że „W przypadku, gdy zwierzęta stanowią nadzwyczajne zagrożenie dla życia, zdrowia lub gospodarki człowieka, w tym gospodarki łowieckiej, dopuszcza się podjęcie działań mających na celu ograniczenie populacji tych zwierząt”. Teoretycznie można więc ograniczać populację bezdomnych psów i kotów, ale wg. Ustawy usunięcie zwierzęcia polega na jego odłowieniu i dostarczeniu go właścicielowi, a jeżeli ustalenie tej osoby nie jest możliwe, dostarczenie do schroniska dla zwierząt”.[W. Matysek,: Czworonożni zabójcy, [w:] Łowiec Polski, 2014/2, s.18]
Chciałabym zobaczyć takiego myśliwego biegającego po polach za psami Na pewno by jakiegoś złapał…
„Sprawę odłowu bezdomnych zwierząt oraz przetrzymywania ich w schroniskach reguluje ustawa z 1996 r. o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, która jednoznacznie określa, że gminy „zapobiegają bezdomności zwierząt na zasadach określonych w przepisach o ochronie zwierząt”. Zgodnie z tymi przepisami, gminy mają obowiązek co roku sporządzać program opieki nad bezdomnymi zwierzętami oraz muszą je odławiać”. [W. Matysek,: Czworonożni zabójcy, [w:] Łowiec Polski, 2014/2, s.18]
Sprawa jednak nadal nie jest tak prosta jak by mogło się wydawać, gdyż wchodzą w nią koszty, które są niemałe. Nie mam danych dotyczących naszego powiatu, ale wg. danych autora ww. tekstu koszt odłowu jednego psa wacha się od 1200 do nawet 3000 złotych. Następnie należy doliczyć koszty utrzymania psa w schronisku. Dobrze jak zdołamy ustalić właściciela pieska, wówczas możemy obciążyć go kosztami związanymi z odłowem psa, ale kto się do tego przyzna? Chyba, że tak jak w naszym opowiadaniu „Milczenie” odejdzie i godnie stawimy czoła nieodpowiedzialnemu sąsiadowi, który żeruje na naszej „chorej lojalności”.
Prościej jest gdy psy są czipowane, wtedy nie ma z tym najmniejszego problemu…
No właśnie! A co z naszym czipowaniem psów? Gmina podwyższyła w ubiegłym roku podatek na psy – tłumacząc, że dzięki temu będzie można rozpocząć czipowanie psów w naszej gminie. Jak dotąd moich psów nikt czipować nie chciał, a i od innych właścicieli naszych czworonożnych przyjaciół, nie słyszałam, aby taki zabieg planowano wykonać.
Jakiego potrzeba nieszczęścia, aby władze zwróciły uwagę na istniejący i wciąż rosnący (niestety) problem?!
Dziękuję za komentarze: i ten obszerny i ten lakoniczny. Opowiastka – jak zawsze – zawiera w sobie „lokowanie problemu”. Myślę, że jest to problem wielu wsi, ale mam nadzieję, że u Was nie urósł do takich rozmiarów jak u nas. Rzeczywiście: straszniejsze od tego co się wydarzyło jest to co się wydarzyć może. Póki co, po wsi trzeba chodzić po zmroku z kijem. Jakże daleko nam do Europy! A śmiejemy się z podwójnych kibelków w Soczi…
chodze po wsi po zmroku i jakos zadne psy mnie nie pogryzly, owszem widywalem 2/3 biale dosc duze psy, ktore biegly w moja strone, ale wystarczylo krzyknac, i sie zatrzymywaly i zaraz biegly gdzie indziej zostawiajac mnie w spokoju. Moge jeszcze dodac ze kiedys i Pani poprzedni pies gryzl ludzi i bylo strach przejsc obok posesji. I co? I nikt z tego afery nie robil, pozatym slyszalem juz troche „plotek” na temat czyj pies itp itp, ale prosze najpierw miec 100%pewnosci czyj to pies a pozniej o tym mowic. Dziekuje.
Drogi współmieszkańcu:
Przez Ciebie prawda wyszła na jaw: wydało się, że tak naprawdę to mój pies siał postrach, a spodziewam się, że za czas jakiś wszyscy się dowiedzą, że handlował żywym towarem, zajumał słoik Owsiaka i środki z OFE…
Cieszę się ogromnie, że brytany biegające po wsi są tak wrażliwe na Twój mocarny głos, ale niepokoi mnie fakt, że kilkukilogramowy kundel aż tak terroryzował Ciebie i – jak rozumiem – całą wieś. Albo to był pies o super mocach, albo … Sama nie wiem…
Mówiąc poważnie: żaden pies nie powinien straszyć ludzi, a jeśli to się dzieje trzeba o tym mówić, po prostu mówić – nie szeptać po kątach. Tak jak pisałam każdy ma powód, żeby milczeć. Wychodzi na to, że ja też (choć mój pies nie mordował ), dlaczego więc zaczęłam temat? Jak myślisz? Bo jeśli będziemy działać w myśl zasady „Mówić ma prawo tylko ten, komu nie można NIC zarzucić” to nikt nigdy się nie odezwie. Oczywiście, że można teraz zacząć dyskutować czyj psiaczek KIEDYŚ głośniej dziamgolił i sprawiał wrażenie, że chce zjeść każdego przechodnia (z tym gryzieniem to albo Cię poniosło, albo pomyliłeś psy), ale – proszę – nie zgubmy się w tych sporach, skupmy się na tym co dzieje się teraz, bo dzieje się źle: zginęło wiele psów (50%?), kilka osób zostało ugryzionych, co jeszcze ma się stać, żebyś zrozumiał, że to poważne?
Dopuszczam możliwość, że jesteś właścicielem psów podejrzewanych o te wybryki, więc proszę: zrób z tym coś, bo wszystko zmierza ku tragedii.
Zauważ też, że nikogo nie wskazuję z nazwiska, więc pisanie „prosze najpierw miec 100%pewnosci czyj to pies a pozniej o tym mowic” jest trochę bez sensu. Nie muszę wiedzieć czyje to psy, żeby pisać o zjawisku, a pisać muszę, bo gdybym udawała, że nic nie widzę, a jutro coś by się stało, sumienie nie dałoby mi zasnąć. Nie sugeruję, że Ty nie masz sumienia, bo słyszałam, że właściciele psów, o których tu mowa wyrazili zaskoczenie i żal, że stało się to co się stało, a także obiecali, że będą sprawowali nad swoimi pupilami należyty nadzór. Czas pokaże. Jeżeli jesteś jednym z tych właścicieli: będę wdzięczna za dotrzymanie słowa.
Dziękuję za zamieszczenie komentarza i pozdrawiam.
Obowiązkiem każdego właściciela psa jest trzymać go w domu i wyprowadzać na smyczy – Nie puszczać luzem!!!, albo trzymać w ogrodzeniu lub przy budzie!!!. Nie rozumiem jak mieszkaniecKosakowa możne stwierdzić, że wystarczy „krzyknąć” i się zatrzymają. A co będzie gdy będzie szło dziecko??? Czy ono obroni się od agresywnego psa??? Uważam, że ten artykuł jest potrzebny, a nawet konieczny i należy o tym mówić i zwracać uwagę na zagrożenia.
Są psy, które uwielbiają głośno ujadać, żeby zwrócić na siebie uwagę ( jak pies „pewnej Pani”). Nie groźne, małe i (bez obrazy….) prawie bez zębów stworzenie – bo wiek miał już sędziwy. A jeżeli naprawdę kiedykolwiek i kogokolwiek pogryzł – to dlaczego mieszkańcuKosakowa milczałeś???Co zrobiłeś w tej sprawie wcześniej???
Ja również jestem mieszkańcem Kosakowa i o ile mi wiadomo psy biegają po wsi nocą i nie tylko. Wiem z wiadomego źródła, że jeden z właścicieli tychże psów zaczął zamykać i wiązać psy, aby nie latały luzem po wsi bo jak twierdzi nie są groźne, ale swą posturą sieją postrach. A znów inny powiedział, że to nie jego psy i on ich wcale wiązać nie będzie, ale postara się zwrócić więcej uwagi, ale czy uwaga wystarczy gdy tylko przechodzi się obok posesji tego właściciela psy rzucają się do płotu, albo wybiegają na drogę. Są to psy i może nie są groźne, ale jak tak ujadają to człowiek nie wie czego się spodziewać, a co dopiero gdy to będzie dziecko zacznie uciekać, a one je dopadną. Rozmawiałam wczoraj z jedną sąsiadką i ona stwierdziła, że sama by zaczęła uciekać gdy by tylko zobaczyła jak jakiś pies straszący samą posturą (i może nie mający wcale złych zamiarów) biegł w jej stronę, ja również nie wiem co bym zrobiła w takiej sytuacji. Ale jak idę z dzieckiem na spacer to mam obawy co do tego w którą stronę wsi iść, bo tam są psy Tego,a tam Tamtego, a jeszcze tam Owego, a może jednak bezpieczniej chodzić ulicą w stronę Srokowa.
Uważam że powinniśmy o tym rozmawiać i nie mieć pretensji do nikogo ponieważ każdy kiedyś może trafić na takiego psa, który będzie groźny.
Z zainteresowaniem śledzę dyskusję i chciałbym powiedzieć, że mieszkaniec Srokowa, którego pies zakłóca spokój innych mieszkańców szybko odbywa rozmowę z naszymi policjantami. Obojętne jest, czy pies jest groźny czy tylko obsikuje krzaki na cudzej posesji. Jak ma się psa, to trzeba czuć się za niego odpowiedzialnym. Może trzeba poprosić patrol, żeby od czasu do czasu przejechał się po wsi i spróbował ustalić, kto jest właścicielem psów.
Duży pies potrafi ściągnąć dorosłego sprawnego człowieka z roweru, a co mówić o dziecku czy osobie starszej.
Zgadzam się w 100% dzieci idą do szkoły i co widzą na drodze oczywiście psy.Wieczorem idę na spacer co widzę psy no i oczywiście wracam się do domu bo się boje.Ludzie z tym trzeba coś zrobić to się w głowie nie mieści żeby nie było bezpiecznie nie dość ze nasze dzieci nie maja bezpiecznej drogi do przystanku bo nawet chodnika nie ma to jeszcze psy.To już nawet nie chodzi o te zagryzione psy ale o nasze bezpieczeństwo nasze i naszych dzieci jutro albo pojutrze ty możesz być zaatakowany przez psa.Moim zdaniem to tu już dawno powinna być jakaś interwencja policji bo to nie są żarty.To nie chodzi o to żeby komuś zrobić na złość ale jak się mówi i zwraca uwagę zraz drugi czy trzeci człowieku zrób coś z psami a tu żadnej reakcji.Jedzie pani na rowerze do Jegławek a tu psy. Tego to już za dużo.
Wiecie u nas we wsi to jest tak, że jak nawet zrobi się coś aby wszystkim było lepiej (nawet anonimowo), to i tak wszyscy się dowiedzą, że to ten czy tamten i będą gadać, a poco to było można przecież wszystko załatwić w polubowny sposób* w zaciszu własnej wsi aby nikt nie wiedział o niczym.
*postawisz flachę załatwię wszystko
Chyba dobrze, że mówi się o psach zanim kogoś pogryzły. Każdy ma prawo bać się OBCEGO psa- mi może wydawać się najmilszym stworzeniem, dla kogoś będzie okropną bestią. Właściciel powinien zrozumieć mieszkańców i uwiązać swoje zwierzęta. A ludzie gadają, bo coś jest na rzeczy. Póki pieski tylko biegały, nikt nic nie mówił.
Strach się bać.
Problem z rozchodzeniem się wieści jest taki w naszej gminie, że co się dziwić przeciętnemu mieszkańcowi i rozsiewaniu przez niego plotek, skoro języka za zębami nie potrafią trzymać nasi stróże prawa, którzy podobno są zobowiązani do TAJEMNICY SŁUŻBOWEJ. Tak naprawdę zgłaszasz jakiś problem i masz jak w banku, że wszyscy się dowiedzą: po co byłeś i do kogo masz pretensje. A plotka jak to plotka „wylatuje wróblem, a wraca wołem” i zanim się obejrzymy scenariusz całego zajścia przekroczy nasze wyobrażenia…
Czytając ten artykuł, stwierdzam, że coś trzeba zrobić póki nic się jeszcze nie stało. Wiele zwierząt już nie żyje, wręcz za dużo. Nie wiem czy nawet można czuć się bezpiecznie przy własnym domu. W każdej chwili gdzieś z ogrodzenia można wpaść groźny pies i nikt nie przewidzi co zrobi. Uciekać – źle, nie uciekać – tez źle. Niech ktoś się weźmie za to, bo będzie jeszcze gorzej. Nie lekceważcie tego.