Prawda jest taka, że ostatnimi czasy nasz sołtys był ciągle zmęczony. Nie mieliśmy już sumienia patrzeć na to spokojnie, więc postanowiliśmy zaproponować mu co najmniej roczny urlop. Sołtys propozycję przyjął z godnością.
Kandydatów było troje[1]. Każdy z nich patrzył tak samo przekonująco, każdego lubiliśmy tak samo, każdy przygotował tyle samo piwa na poczęstunek po ogłoszeniu wygranej… – ot! niezręczna sytuacja… I wtedy Dotychczasowy Sołtys zaproponował konkurs.
Najpierw z trawy, papieru, piasku i sznurka Kandydaci musieli w ciągu 15 minut wyczarować symbol idei, jaka im będzie przyświecać w czasie piastowania urzędu. Mogli wziąć do pomocy po jednym asystencie. Cichusieńki wziął Kłobuka, Pan-Pan[2] – Cypisa, a Śmiała chciała pokazać, że da radę sama. Cichusieńki zrobił szybciutko makietę naszej wsi z równo skoszoną trawą i idealnie równymi drogami, Śmiała wykonała przestrzenną wycinankę przedstawiającą plac zabaw o jakim naprawdę marzą dzieci i miłą atmosferę na świetlicy, ale konkurencję wygrał Pan-Pan, który napisał na kartce papieru, że obiecuje poprosić Gburmistrza o zasypanie dziur na naszych drogach oraz zainstalowanie diabelskiego młyna na skwerku (bez ławek) i nigdy, ale to nigdy nie pozwoli na zlikwidowanie Dwóch Światów[3].
Potem pretendenci do zaszczytnej funkcji sołtysa mieli za zadanie wymyślić hasło, które określi ich cel działań i nie wyprą się go przez całą kadencję. Cichusieńki napisał: „Powoli, byle do przodu, byle nie zostawić smrodu”, Śmiała: „Z Wami wszystko się uda, razem można zdziałać cuda”, a Pan-Pan: „Nie wiem o co tyle szumu – za was wszystkich mam rozumu” – i wygrał.
Trzecia konkurencja nie doszła do skutku, bo stwierdzono jednogłośnie, że Pan-Pan będzie najlepszym sołtysem.
Poczęstunek był obfity. We wszystko.
Nic dziwnego, że na pierwsze wiejskie spotkanie nasz Nowy Sołtys przyszedł bardzo, bardzo zmęczony…
Kiedy Durnicha to zauważyła, wstała i skierowała się ku drzwiom. Pan-Pan rzucił zaczepnie:
– A wy, Dur… wy, Dur… wy, Dur… nicho, nie weźmiecie udziału w dyskusji nad przyszłością naszej wsi? Nowy sołtys nie przypadł ci do… ci do… ci do… gustu?
Na co Durnicha odparła:
– Oj Pankracy, Pankracy, a myślisz, że inni są dziś tobą zachwyceni? Myślisz, że kiedy milczą to nie myślą?
– Jak to? Prze… prze… przecież na mnie głosowali! – odpowiedział buńczucznie.
– Tak, ale pamiętaj: o wiele łatwiej ich rozczarować niż oczarować!
[1] Propozycję dostał prawie każdy.
[2] Ma na imię Pankracy, ale czasem tak się jąka i zacina, że poprzestaje na tym.
[3] To specjalne miejsce, skrupulatnie omijane przez kobiety (prawdopodobnie dlatego, że i tak nie ma na co patrzeć – można by rzec: taki klub dżentelmenów bez… klubu i bez dżentelmenów).