Przyszło nam do głowy, że sporo się dzieje w naszej wsi[1] i koniecznie chcieliśmy o tym opowiedzieć światu, a na początek tym, którzy niejako z urzędu, powinni docenić nasze poczynania. Okazało się jednak, że z urzędu to można co najwyżej jakieś ponaglenie dostać, nakaz płatniczy albo ewentualnie uzasadnienie odrzucenia bezzasadnej skargi.
Strasznie chcieliśmy opowiedzieć jak zorganizowaliśmy dzieciom ferie zimowe w Narnii i kurs tresury jednorożców w czasie wakacji, ale zawsze komuś mogło się zrobić przykro, że nie wpadł na ten sam pomysł, choć dysponował bazą i zespołem ludzi.
Albo opieka nad osobami chorymi, samotnymi, starszymi – to Durnicha szepnęła, że siedzą w domach i patrzą w okno, albo w sufit. Okazuje się, że młodzież i dzieci, którym się poświęciło nieco czasu chętnie przeznaczy go trochę dla innych. Sami byliśmy zaskoczeni jak synowie Kurdupla poprzycinali pięknie krzaki przed domem Zwiślaka, żeby widział kto z kim po zakupy do sklepu chodzi[2].
Chcieliśmy podzielić się radością z sukcesu jaki nas spotkał, gdy postanowiliśmy uporządkować kilka zakątków w naszej wsi, choć oficjalnie należą do gminy. Przyszło nam do głowy, że przecież nic się nie stanie, jeśli naprawimy zabytkowe mury obronne, wyczyścimy fosę zanieczyszczoną wodami spływającymi z sąsiadującej z nami super-extra-mega-ekologicznej elektrowni atomowej, oswoimy krokodyle i zaprosimy gości, ale Gburmistrz mógłby poczuć się dotknięty, że nie od niego wyszedł pomysł i realizacja.
Oczywiście próbowaliśmy nawiązać z nim przyjacielski kontakt, ale dobrze nam się to udawało tylko w trakcie seansu spirytystycznego[3], bo kiedy doszło do spotkania na żywo mieliśmy z tego tylko rozrywkę intelektualną[4]. To znaczy Gburmistrz opowiadał co mógłby nam dać, gdybyśmy wysiedlili sąsiednią wieś (bo przecież damy radę: jesteśmy zorganizowani, mamy mury obronne, fosę z kwaśną zupą[5] i oswojone krokodyle[6]), oraz że jedyne co może dla nas zrobić, to popatrzeć na mury, fosę i krokodyle[7] i dlaczego nie może dać nam nic więcej.
Chcieliśmy przekonać innych, że nie trzeba wielkich pieniędzy, fanfar i czasu, aby spotkać się z ludźmi, których mijamy na codzień, zaprosić gości, spędzić wspólnie czas bez względu na wiek i milion innych względów…
Niestety, delikatność i wrodzona skromność tak bardzo nie pozwoliły nam obnosić się z naszymi sukcesami, że aż przestaliśmy się nimi cieszyć. Była w tym też obawa, że wyjdziemy na tych, którzy domagają się pochwał i – nie daj Boże – pieniędzy. Tak nas sparaliżowała, że aż Durnicha musiała nam uświadomić, że jesteśmy durni. Jak to ona – nie powiedziała tego wprost, mruknęła coś w rodzaju „Rzeczy, których nie możecie zmienić zmienią was”, a my zrozumieliśmy, że idziemy w dobrym kierunku. No, chyba, że ktoś jest durny…
[1] „sporo” – to strasznie podstępne słowo, zawsze można powiedzieć „no przecież mówiłem, że dużo” albo „ale nie powiedziałem, że dużo” – myśleliście o tym w ten sposób?
[2] Oczywiście Zwiślak to wie od zawsze, musi tylko kontrolować czy nic się nie zmieniło, bo każda zmiana zakrzywia czasoprzestrzeń – to wiedzą nawet przedszkolaki.
[3] Prawdę mówiąc też do czasu. Potem wzywaliśmy egzorcystę.
[4] Tak, robiliśmy zakłady o to, co nam dzisiaj obieca „pod warunkiem, że…”
[5] No chyba, że czyścimy dwa razy dziennie, ale krokodyli nie da się tak szybko oswoić jak myśleliśmy, więc mamy coraz mniej chętnych do filtrowania fosy.
[6] OK, OK! – prawie oswojone.
[7] Jak prześlemy mu fotki w odpowiedniej rozdzielczości i w odpowiednim czasie ma się rozumieć.
Czy tylko mnie się wydaje, że to o naszym sołectwie Siniec? Pani Sołtys, fajną robotę robicie u siebie, życzę optymizmu i cierpliwości. Jestem pewna, że dobrze zagospodarujecie świetlicę, kiedy już w końcu powstanie.
To prawda,że Sołtys coś chce zrobić i wzięła sprawy w swoje ręce . Robi to dla Wszystkich. by w Sołectwie Siniec było lepiej a jednocześnie gminie. Ale to dziać się powinno, w każdym innym Sołectwie w całej gminie. Świetlica jeszcze nie powstała. Umowa jeszcze z jakichś względów nie podpisana, a już są aluzje i kontrowersje co do kosztów i słuszności takiego miejsca w Sińcu czy Jankowicach. Pytam czyja to wina ? Dlaczego mamy taki wielki Urząd Gminy w którym drobne sprawy załatwia się ponad pól roku ,a na odpisanie na składane wnioski czeka się ponad trzy miesiące chociaż wie się ile ma się na to czasu i co za to grozi. Komisja rewizyjna tak szybko zwołana nie zagląda do dziennika składanych wniosków w urzędzie za szybko trwały narady i zapomniała albo nie przyszło jej to do głowy i odpisuje ,że skarga jest bezpodstawna?
Tylko nie wiadomo czemu naszej władzy na tym, by się cokolwiek działo gdzie indziej niż w Srokowie zupełnie nie zależy?. Fundusze Sołeckie ,na których mieszkańcy przeznaczają chociażby część swoich pieniędzy na imprezy integrujące społeczność, są realizowane według uznania Pana Wójta. Na większość rzeczy nie ma pieniędzy. Ona woli ucinać sobie imprezy w swoim gronie znajomych. Do innych sołectw nie zagląda prawdopodobnie nie ten poziom imprezy, albo jest tak silnie zapracowany przygotowywaniem średnio 4 do 5 zarządzeń w miesiącu. Nie dziwi mnie fakt ,że Sołtysi nie chcą nic robić z takim podejściem naszej władzy to nawet najbardziej aktywnemu ręce opadają. Dobrze, że jeszcze nie zapomina o imieninach poszczególnych pracowników i radnych, a co tam z osobami które wygrywają konkursy przecież to nie dla Srokowa. Może trzeba by medal „wyprodukować”tak jak myślą co niektórzy. Na to w urzędzie nie ma pieniędzy . W pierwszym kwartale żyliśmy w gminie na kredyt a ten Dzień Kobiet w Srokowie? Pewnie to prezent dla mieszkanek od Pana Wójta. Chojny jak zwykle.
Od siebie ,ale to za darmo zgrozo! Nie wolno nikogo urazić zdrową krytyką bo się obrazi.