Cz. 21 Problematyczna krytyka krytyki problemu

Kiedy już prawie wszyscy mieli przeczucie, że wszystko jest nie tak, zebraliśmy się, aby o tym porozmawiać. O wszystkim.
Do spotkania skłonił nas Nasz Nowy Sąsiad. Jakoś udało mu się przekonać nas, że każdego coś uwiera i że warto spróbować chociaż o tym pogadać. Nieśmiało przyznaliśmy mu rację.

Przybył nawet Urzędnik Naszego Urzędu. Kiedy stwierdziliśmy, że jesteśmy w komplecie tenże Urzędnik oznajmił podekscytowany, że lada chwila pojawi się gość specjalny, który pomoże nam rozwiązać najbardziej palący problem.
Podejrzewaliśmy, że chodzi o krowy Ziętka Giętka [1]. Otóż Ziętek ma pastwisko w pechowym miejscu: z jakichś powodów samochody przejeżdżające obok, co rusz wpadają we wciąż na nowo naprawiane ogrodzenie i – co tu dużo gadać – w krowy. Ziętek to prostolinijny i łatwowierny człowiek, daje się ugłaskać paroma groszami „niby-odszkodowania”, ale kiedy ostatnio ktoś bezczelnie zabrał ze sobą poturbowaną krowę obiecując właścicielowi, że ją wyleczy, zapewni rehabilitację i spokojną emeryturę – zrozumieliśmy, że mają nas za głupków.
Napisaliśmy stosy pism do wszystkich możliwych urzędów [2], aż w końcu doczekaliśmy się: przyjechała ekipa, która postawiła znak drogowy „Uwaga strusie” (bo nie mieli na stanie „Zwierzęta gospodarskie za płotem przez, który zaraz przelecisz”) i tablicę z tekstem „Jeżozwierze w skrajni jezdni” (to specjalnie dla obcokrajowców). Potem powiedzieli, że póki co, nie stać ich na nic więcej i żebyśmy nie kaprysili i nie dramatyzowali – jak dotąd nic się nikomu nie stało, a krowy to tylko krowy, niech Ziętek Giętek je ubezpieczy i wszyscy będą szczęśliwi.

Czekaliśmy więc na gościa, który miał nam wyjaśnić zawiłości urzędniczego myślenia. Kiedy jednak stanął w drzwiach, szybko okazało się, że nie na niego czekamy. Mruknął coś, że szef zajęty, ale znalazł sposób, żeby nas poinformować co i jak. Położył na stole przenośny komputer, włączył go i po chwili na ekranie pojawiła się czyjaś głowa, jakby za mgłą z deszczem, która coś do nas mówiła. Niewiele widzieliśmy, jeszcze mniej było słychać, niektórzy twierdzili potem, że zaczęło się od słów „Drodzy chlebosiewcy!”. Po kilkunastu minutach przemowa dobiegła końca, urzędnik wyłączył urządzenie, pożegnał się życząc nam bogatych zbiorów [3] i wyszedł.

– No to wszystko już wiemy – powiedział Ktoś z Tyłu. – Pewnie chodziło mu o to, że nie ma pieniędzy.
– A ja myślę, że raczej ten człowiek nie bardzo wiedział do kogo mówi, chyba nas nie widział nawet– zgadywał Ktoś Inny.

– Moi drodzy – zabrał wtedy głos Urzędnik Naszego Urzędu. – Wszystko jest w porządku. Czasy są, jak wam wiadomo, ciężkie, ale nie możecie zaprzeczyć, że instytucja, z którą na pewno chcieliście się skontaktować, zrobiła co w jej mocy, aby ten kontakt doszedł do skutku…

– Proszę państwa – przerwał mu Nasz Nowy Sąsiad, który dopiero teraz odzyskał głos. – Przede wszystkim zostaliśmy niegrzecznie potraktowani. Zlekceważono też nasz kłopot. Tak jak wtedy, gdy poprosiliśmy o pojemniki na sortowanie odpadów, a dostaliśmy dwa kosze na śmieci. I jak wtedy, gdy Rychu nie pozwolił ich pomalować na czarno [4a] i zabrali je z powrotem, a w oficjalnej notatce napisali, że „Mieszkańcy nie wyrazili zgody na zaproponowaną przez Urząd aranżację otoczenia inspirowaną ekopolityką recyklingu na obszarach peryferyjnych.” [4b] Sąsiedzi, nie dajmy się tak traktować! – (przez salę przebiegł pomruk [5]) – Do czego to nas doprowadzi? Przecież…

– Jeśli można wtrącić słówko… – przerwał mu z kolei [6] Urzędnik Naszego Urzędu – Szanowny pan jest łaskaw mącić tym prostym ludziom w głowach. Mam wrażenie, że nie zależy panu na rozwiązaniu ich problemu, lecz na występie przed publicznością. Cała pana postawa to potwierdza: jakby miał pan napisane na czole „Patrzcie na mnie, bo JA widzę problem!” Prawda jest taka, że pana czepliwość naprawdę tych ludzi dezorientuje, widać, że nie wiedzą co mają myśleć. Do tej pory żyli spokojnie, ratowali te biedne krowy i kierowców, nie myśleli o ekologii i nie przymierzali swojego życia do wielkiego świata. Świat widzieli w swoich telewizorach i to im wystarczało, a pan burzy ich spokój. Tak nie wolno. Nawet telekonferencja się panu nie podoba!

– Tak, to niedopuszczalne – obstawał przy swoim Nasz Nowy Sąsiad – i proszę tego nie nazywać telekonferencją na miłość boską! I niech pan nie robi z tych ludzi półgłówków pozbawionych własnych przemyśleń!

– Nowoczesne rozwiązania – kontynuował z rosnącym niesmakiem Urzędnik Naszego Urzędu – zawsze trudno się przebijały. Widzę ża zacofanie na wsi jest większe niż myślałem!

Słuchaliśmy zafascynowani. Patrzyliśmy po sobie i kiwaliśmy głowami [7].

Nikt nie zauważył kiedy weszła Durnicha. Przyglądała nam się uważnie, aż w końcu zapytała:
– A o czym to tak sobie rozmawiacie, synkowie?
Nasz Nowy Sąsiad nabrał powietrza, popatrzył po nas ze zmarszczonym czołem i odparł po prostu:
– O wszystkim.
– O wszystkim, czyli o niczym – odparła Durnicha – idźcie lepiej do domów, wypijcie piwo, włączcie telewizory…

Wyszliśmy więc. Szliśmy ostrożnie, pamiętając, że „jak dotąd nic się nikomu nie stało”, ale nigdzie nie jest powiedziane, że ta passa będzie trwała wiecznie. Nikt nie otworzył piwa, bo kiedy zaczęto mówić o tym, że alkohol naprawdę zabija, jakoś tak – odechciało się… Od tego wieczoru nie oglądamy też telewizji, za to rozglądamy się wokół i krytykujemy wszystko co da się skrytykować.
Tak naprawdę tylko więcej rozmawiamy, dzielimy się wrażeniami. Obserwujemy.

Durnicha będzie zła.
Chyba, że nie…

Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie?

………………………………………………………..
[1] Tak naprawdę nazywa się Zenobiusz Kij – no, jakoś nie przechodziło przez gardło…
[2] W końcu zrozumieliśmy, że większość ląduje w worze z napisem „Bełkotliwa korespondencja od mieszkańców Jakiejś Małej Miejscowości”
[3] Poleśka Guha zaklinała się, że powiedział „bogatych zbirów”, ale to chyba niemożliwe. I bez sensu jakby… Ale życzyć ludziom bogatych zbiorów w listopadzie też jest bez sensu.
[4a] Tłumaczono nam, że taki kolor narzucił nieznoszący sprzeciwu specjalnie opłacony [4aa] Powiatowy Projektant Pozorów, twierdząc, że czerń najlepiej koreluje z bogactwem naszej flory. Skąd mamy wiedzieć czy koreluje, jak nie możemy jej znaleźć? Nawet nie wiemy kiedy i kto ją buchnął.
= [4aa] „specjalnie opłacony” – zwykle oznacza „niewiarygodnie i bezsensownie kosztowny”, warto zawsze mieć to na uwadze.
[4b] Stan Rycha nie ma tu nic do rzeczy, profesjonaliści nazywają go „stanem szczerości o nieprzewidywalnym polu rażenia”.
[5] Właściwie: Pomruk. Przebiegł w tę i z powrotem zaglądając nam w oczy, bo nie był pewien czy jest Pomrukiem Niezadowolenia czy Aprobaty.
[6] Zrobił to podejrzanie grzecznym tonem. W powietrzu zawisło Coś Ciekawego. Nie wiedzieliśmy tylko na kogo najpierw się rzuci.
[7]Niewykluczone, że każdy z innego powodu.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Pola oznaczone * są obowiązkowe. Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.