Człowiek może znieść bardzo dużo, lecz popełnia błąd sądząc, że potrafi znieść wszystko. (F.Dostojewski)
Nie jest piękna.
Ani godna.
Ani szlachetna.
W dodatku nie pachnie.
Gdyby powiedzieć, że przychodzi niespodziewanie, byłoby to wielkim nadużyciem. Tylko osoby wyposażone w niewyczerpane pokłady infantylizmu są w stanie o niej nie myśleć – jak gdyby nigdy nie miała nadejść. Z drugiej strony oczekiwanie na nią potrafi zepsuć każdą chwilę szczęścia, zatruć każdy moment, w którym próbujemy nabrać oddechu do dalszej walki z codziennością. Prawda jest taka, że ona zawsze stoi w tle, dyszy za plecami, wykrzywia się z powątpiewaniem, kiedy opowiadamy o planach na „potem”. Na pewno przyjdzie zgodnie z kalendarzem, ale nie nagle – w końcu nie jest Śmiercią, która potrafi dopaść nas jak bandyta w każdej minucie życia, w każdej sytuacji.
Najpierw widzimy ją w krótkich przebłyskach dziecięcych obserwacji: nasz pies coraz wolniej biega, babcia się jakoś tak kurczy, dziadek patrzy przed siebie i przestaje się odzywać, mama i tata się o nich martwią lub pomstują, potem wzdychają i płaczą… Nie wiedzieć kiedy, powolutku wkrada się w ciała naszych rodziców, sąsiadów, starszych znajomych. Jeszcze nie w nas, ale coraz bliżej nas. Jeśli jesteśmy dostatecznie blisko, prawie nie zauważamy zniszczeń, jakich dokonuje, natomiast gdy spojrzymy z pewnego dystansu odkrywamy zmiany fizyczne: zmarszczki, plamy na skórze dłoni i twarzy, zwiotczenie i drżenie mięśni, problemy z kojarzeniem, pamięcią, wzrokiem, słuchem, koncentracją, nastrojem, zdrowiem… Objawów jest bez liku, występują w nieskończonych konfiguracjach, potrafią się zmieniać lub utrwalać, dręczyć lub tylko dokuczać.
Organizm, w którym się zagnieździła zaczyna zwalniać, umysł coraz częściej odpuszcza sobie wysiłek i poprzestaje na kontemplowaniu otoczenia: nie pragnie słowa pisanego – wystarczy telewizja albo nic; nie tęskni za towarzystwem – tkwi w świecie dalekich wspomnień zaludnionym postaciami, których już w większości nie ma; niepotrzebne mu nowe doznania, bo męczą; przerażają nowe wyzwania, bo coraz trudniej im sprostać. Kto wie, co dzieje się w takiej głowie, którą co chwila morzy sen, a gdy przychodzi przebudzenie, obok świadomości pojawia się żal, bo rzeczywistość zbyt boli?
Ich świat zaczyna się kurczyć: najpierw tracą ochotę na dalekie wyprawy, potem nie chcą wyruszać z domu nawet do lekarza, potem coraz niechętniej opuszczają swój pokój, nie chce im się wstawać z ulubionego fotela, a wreszcie – z łóżka. Znikają zanim znikną.
Uzależnienie od innych jest być może najgorszym doświadczeniem towarzyszącym temu procesowi. Wydaje się, że najtrudniej jest tym, którzy jakąś część swojego życia poświęcili służąc innym w podobnej sytuacji. Oni wiedzą najlepiej, z czym wiąże się opieka nad dorosłym, bezradnym, niesprawnym i bezbronnym, choć niepozbawionym świadomości człowiekiem. Wiedzą, że przychodzi taki moment, kiedy się zapomina jak przygotować najprostszy posiłek, a potem się zapomina zjeść nawet, gdy jest naszykowane, a potem się zapomina jak się trzyma łyżkę, a potem się czeka aż ktoś powie życzliwym tonem: a teraz gryziemy i połykamy! …bo i o tym się zapomina…
Jakie uczucia towarzyszą tym, których los poddał próbie doświadczenia wszelkich zmór Starości? Na zewnątrz widzimy niejednokrotnie zdziwienie, irytację, złość, wściekłość, zawstydzenie, strach i narastający smutek. A co się dzieje w środku?
Dlaczego tak niewiele o tym wiemy? Czy dlatego, że Ona przychodzi tak podstępnie i najpierw nie zauważamy, że już się w nas zalęgła, potem próbujemy z nią walczyć, a kiedy jej wreszcie ulegamy mamy opory przed nazywaniem rzeczy po imieniu, tym większe im częściej słyszymy: „Starość? Jaka starość!? Nie przesadzaj!” Co jednak mają mówić? Przecież, jeśli usłyszymy: „No tak, stary jesteś, szykuj się na tamten świat” – to w niczym nam nie pomoże. A może tak niewiele o niej wiemy, bo kto dojrzeje do głośnej analizy zmian w nim zachodzących zapomina słów, którymi mógłby je opisać? A może nikt nie chce tego słuchać?
Rozejrzyj się.
Przyjrzyj się Jej.
Jest obecna w wielu osobach, z którymi masz kontakt na co dzień:
– Starsza pani, która irytująco długo robi zakupy nie przyszła tu po to, żeby cię wyprowadzić z równowagi. Mieszka sama, wyprawa do sklepu jest wydarzeniem w jej życiu: długo obmyśla, kiedy wyjdzie z domu, bo musi to zrobić pomiędzy pomiarem cukru we krwi, a zażyciem tabletek na tysiąc chorób, które dręczą jej ciało. Zanim wyjdzie z domu musi dokładnie przemyśleć, w co się ubierze, bo jeśli zmarźnie i rozchoruje się, nikt nie zaprowadzi jej do lekarza i nie poda szklanki herbaty, nikt nie sprawdzi czy może bezpiecznie siegnąć po pierwszy lepszy lek na przeziębienie, a musi być taka ostrożna! Jedne leki bardzo nie lubią innych, nasilają lub likwidują działanie pozostałych, to decyzja niezwykle trudna dla coraz oporniejszego umysłu. Jeśli ubierze się za ciepło, zacznie się pocić i słabnąć, bo serce odmówi jej posłuszeństwa. Zwykła wyprawa po zakupy staje się więc poważnym wydarzeniem, wymagającym logistycznego przygotowania. A gdy już się pokona wszystkie te schody, kałuże, ślizgawki, wąskie pobocza, zaspy, błoto, wysokie krawężniki i przejścia przez jezdnię, trzeba wytrzymać w – nawet niedużej – kolejce. A stać ciężko! Już dawno powinna iść na wszczepienie protezy stawu biodrowego, ale kto się nią zaopiekuje kiedy wróci ze szpitala, kto będzie zimą grzał mieszkanie, kto latem wywietrzy, podleje kwiaty, nakarmi pieska, zrobi przetwory na zimę? Musi je robić, wszystko jest tak drogie, własny dżem jest najtańszym dodatkiem do śniadania i kolacji, już dawno nie może sobie pozwolić na miód czy twarożek. Kiedy wreszcie ekspedientka zapyta co podać, serce zaczyna bić niepokojąco szybko: byle tylko nic nie zapomnieć, byle tylko starczyło pieniędzy! A potem trzeba te zakupy zanieść do domu. Myślisz, że trzy- czterokilogramowa torba to drobiazg? Mylisz się. To ciężar ponad siły i balast zakłócający utrzymanie równowagi.
– Staruszek wędrujący powolutku przez pasy też nie pojawił się tu, żeby zatrzymać cię w pędzie ku sprawom niecierpiącym zwłoki. Jego sprawy są równie ważne, ale już pędzić ku nim nie może… Daj mu poczucie bezpieczeństwa, przepuść go i nie zarzynaj silnika, aby usłyszał, że ma się pospieszyć. Te kilka sekund cię nie zbawi, a on pójdzie dalej spokojny i przekonany o twojej kulturze i szlachetności. Jeśli okażesz mu zniecierpliwienie i nie będziesz jedyną taką osobą tego dnia, człowiek ów pogrąży się w poczuciu bezsilności, bezużyteczności i krzywdy. Możesz być jednym z powodów odbierających mu chęć do życia, do uśmiechu, do walki z chorobami. Chcesz tego naprawdę?
– Starsi ludzie tłumnie zalegający poczekalnię przed gabinetem lekarza również nie przyszli tu po to, żeby uprzykrzyć ci życie. Prawdopodobnie patrząc na ciebie wspominają siebie sprzed lat. Ci bardziej odważni zaczynają rozmowę. Myślisz, że są wścibscy. Czasem są, ale częściej powoduje nimi ciekawość i chęć porównania twojego życia ze swoim i z życiem własnych, rozproszonych po świecie dzieci. To jest też okazja żeby o nich opowiedzieć, pochwalić się, pożalić… Są tu jednak przede wszystkim dlatego, że szukają ratunku: leku na swoje choroby, samotność, poczucie pustki i strach przed odchodzeniem.
Kiedy Starość zadomowi się w Tobie na dobre, będzie już za późno. To teraz jest czas na działanie: daj przykład innym, nie okazuj zniechęcenia, niecierpliwości, obrzydzenia. Pomyśl jak możesz pomóc. Uśmiechnij się chociaż. Zrób to dziś, bo jutro starsza pani może już nie znajdzie sił, żeby wyjść z domu, a starszego pana opuści odwaga i poczucie sensu. Kiedy Starość się nimi znudzi i przekaże w inne ręce – już ich nie spotkasz. Myślałeś o tym w taki sposób?
Traktuj ich więc tak, jak sam chciałbyś być potraktowany. Jest szansa, że i do Ciebie się ktoś uśmiechnie, gdy kiedyś nadejdzie ten czas, który nie powinien nigdy nadejść, a Ty wyjdziesz z domu o lasce i wyruszysz w poszukiwaniu okruchów ludzkiej życzliwości…