cz.1
Observatorum combinatorum.
Wszystko wskazuje na to, że priorytetem w naszej gminie jest ciche i szybkie załatwianie spraw. Najpierw się milczy, a na pytania udziela takiej odpowiedzi, jakiej oczekują pytający. Stosuje się tu kilka zasad z podręcznika pt. „Rządzenie gminą to pikuś”, m.in.:
„1. Mów cokolwiek, ale tak, żeby myśleli, że wiesz co mówisz.
2. Wciskaj kit do oporu, nie zorientują się, to głupki.
3. Kiedy ci przypomną co im obiecałeś: powiedz, że to nieprawda/ przekonuj, że cię źle zrozumieli/ wytłumacz, że nie miałeś wszystkich danych/ powiedz, że wszystko dla ich dobra; dodaj, że robisz to z bólem serca i zrób smutną minę (przykładowa pozycja ciała i wyraz twarzy w załączniku 21, rys. od 6 do 324) – zawsze wtedy pamiętaj o zasadzie 1. i 2.”
Potem – jak długo się da – robi się wielkie oczy pt. „Dlaczego ludzie wracają do tematu? Przecież było powiedziane, że panujemy nad sytuacją!” – i jakiś czas nic się nie dzieje.
Następnie – gdy sprawa nabiera tempa i zaczyna żyć szemranym życiem, nadaje się jej taki bieg, żeby nikt nie zdążył się połapać o co naprawdę chodzi. Ważnym elementem na tym etapie jest prowadzenie dialogu wzorowanego na którejś z propozycji zawartej w książce pt. „Jak wkręcać maksymalną liczbę osób przy minimalnym wysiłku intelektualnym”, oto kilka przykładów:
„Skąd te liczby? – Proszę pana, naprawdę pracują przy tym specjaliści!
Dlaczego w każdym dokumencie są inne? – Bo zadajecie coraz trudniejsze pytania.
Jak zamierzamy to zrobić? – Mamy kilka pomysłów, proszę nam zaufać.
Ile na tym zaoszczędzimy? – Dużo proszę panią, dużo. Widziałem cyferki.
Dlaczego taka metoda? – Bo dotyczy najbardziej bezbronnej grupy osób.
Dlaczego nie przewidujecie reperkusji? – Właśnie dlatego.”
Kolejna faza to skłócanie środowisk. Tu rządzi reguła po raz pierwszy opisana w bestsellerze o światowej sławie pt. „Drap. Módl się. Posól”. Mówi ona o takim sterowaniu konfliktami w niewielkich społecznościach, aby podzielić je na jak najmniejsze grupki. Ideałem są grupy jednoosobowe (patrz: źródło!) W efekcie każdy do każdego będzie miał o coś pretensje. Jak to się robi? Oto cytat:
„Nie trwoń informacji, które stanowią broń dowolnego zasięgu. Uwaga na niewypały!
Zasugeruj przekonująco, że Tamci mają lepiej.
Powiedz z westchnieniem, że przez Tych Tamci nie dostaną.
Ogłoś, że to jedyne wyjście. Im drastyczniejsze tym głośniej.
Nawet jeśli są inne wyjścia, nie rezygnuj w imię nudnego spokoju. Tylko zdecydowane posunięcia pozwolą ci załatwić na raz wszystkie sprawy finansowo-personalne.”
Jak dotąd wszystkie powyższe fazy zostały pomyślnie wprowadzone w życie.
Kolejny etap nosi nazwę: Jak uniknąć konfrontacji?
Brawurowa akcja pod hasłem „Zanim zamkniemy szkołę jeździmy busikami”, nie zaskoczyła tylko kosza na śmieci w holu – on już widział i słyszał wszystko…
Wobec powyższego proszę potraktować najbliższą sesję jak safari: nigdy nic nie wiadomo. Na wszelki wypadek warto mieć przy sobie chociaż lasso…
Dlaczego narzekasz nasz drogi wyborco na swoich wybrańców losu, którzy zasiadają w ławach radnych i chcą dla mieszkańców gminy tylko dobra? Dlaczego dociekasz kłamstwa w naszym postępowaniu? To nie nasza wina, że uchwały gminnego parlamentu nie podobają się wyborcom. Ich sprawa. Wybrali nas, ponieważ dużo czasu i trudu włożyliśmy, by dotrzeć do nich bez programu lecz ze swoimi ulotkami. Niech teraz nie mają pretensji kogo wybrali. Przecież w demokracji pośredniej my tworzymy lokalne prawo i lokalną rzeczywistość. A ty elektoracie wymagasz od nas spotkań, informacji, konsultacji? Dla nas to też jest bardzo trudne zadanie. Najlepiej obiecywać, kłamać, nie spotykać się z takimi wyborcami, którzy zadawaliby trudne pytania lub poszukiwaliby prawdy. Czy można od nas radnych i wójta wymagać tak wiele? Jesteśmy bardzo zapracowani: sesje, komisje. Wszystko dla dobra mieszkańców naszej gminy. Rozumiecie wyborcy, dotrzymanie terminów konsultacji to jest niemożliwe. Poprawne uzasadnianie projektów uchwał, redagowanie zawiadomień o sesji wymaga myślenia i zaangażowania swojej wiedzy i umiejętności. Zresztą, jaka część wyborców takie informacje czyta?
Czy zatem radni nie traktują swego elektoratu jak maszynki do głosowania podczas wyborów? My jesteśmy też ludźmi i chcielibyśmy brać aktywny udział w tworzeniu lokalnego prawa, poszanowaniu prawa, opiniowaniu projektów uchwał. Nie chcemy pozbawić was mandatów. Chcemy prosić was o poszanowanie prawa, godność, honor i szacunek dla każdego mieszkańca naszej gminy. Głowa do góry! Organie uchwałodawczy i wykonawczy!
Drogi @nonkonformista: Ładnie napisałeś, nie ma co gadać (Twój sarkazm mnie oczarował), ale napisałeś m.in. „Chcemy prosić was o poszanowanie prawa, godność, honor i szacunek dla każdego mieszkańca naszej gminy.”
Użyłeś Wielkich Słów. Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że nie chcę o nic prosić.
Godności i honoru nam nikt nie odbierze, ale gdy zaczniemy o nie prosić właśnie wtedy je stracimy.
Szacunek? Jak świat światem ci, którym się uda stanąć choćby na gazecie, już są przekonani o swojej wyższości, a to nie pozwala im zauważać tych co stoją na gołej ziemi. Jak więc mają ich szanować?
Poszanowanie prawa? O to nie trzeba prosić, na pewno wszystko odbędzie się hiperpraworządnie. Inna sprawa, że w zgodzie z prawem można i zniszczyć i uratować.
Cały pic polega na tym, w który paragraf trafi czyjś paluch.