Był koniec dwudziestego wieku,
Józef z Maryją szli bez pośpiechu.
Mróz, jak to zimą, skuł wtedy ziemię,
Maria pod sercem dźwigała brzemię.
Zmęczona była i obolała
Widząc dom jakiś, w drzwi zapukała:
„Dobry człowieku, użycz nam kątka,
Nie chcę na mrozie powić dzieciątka…”
„Ja sam z rodziną ledwie się mieszczę!
Szukaj szpitala, póki czas jeszcze!”
Łza w oku Marii błysła i zgasła:
„Jakże nam szukać? Nie znamy miasta…”
„Kupcie więc mapę, sklep jest za rogiem.
No, czas już na was! Ruszajcie. Z Bogiem!”
I drzwi zatrzasnął bez pardonu,
Po czym zawołał w głąb swego domu:
„Nawet w Wigilię, zobacz kochanie,
Nie dają spokoju cholerni Cyganie!”
Śiczne, bezpretensjonalne i mądre, kto napisał?
Jam Ci jest autorem dzieła tegoż 🙂 Pozdrawiam i dziękuję serdecznie.