Wywiad z Przemysławem Radwanem-Röhrenschefem, dyrektorem Szkoły Liderów
Karolina Błachnio: Jaka była myśl, która przyświecała rozpoczęciu projektu „Daj
głos mieszkańcom!”?
Przemysław Radwan-Röhrenschef: Po pierwsze trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co to znaczy dawać głos, co to za sytuacja. Czy my nie chcemy mówić, czy nas nie chcą słuchać? Co się takiego dzieje, że z jednej strony idziemy na wybory, walczymy, dyskutujemy, głosujemy, a później, dosłownie miesiąc po wyborach, mówimy już „oni – władza”. Krytykujemy tych, na których głosowaliśmy, nie dając im westchnąć, nie mówiąc już o możliwości zrobienia czegoś. I tu zaczyna się przepaść.
Druga taka myśl to jaki to jest głos – krzyczący, protestujący czy taki, który będzie konsultował i mówił o problemach, czasem interweniował, ale też słuchał. Trzecia myśl – komu powinno zależeć? Samorządowi czy mieszkańcom? Ktoś mi ostatnio powiedział – to władza powinna dbać, żeby informacje docierały do mieszkańców.
Z drugiej strony władze powiedzą, że to mieszkańcom, którzy chcą, żeby było inaczej, powinno zależeć na tym, żeby ich głos docierał. Prawda pewnie jest gdzieś pośrodku. I czwarta myśl – kto się wychyla, czyli kto działa? Ja twierdzę, że zapaleńcy. Nie będę tutaj mówił o takich, którzy widzą w tym interes swój swojej organizacji. Partycypacji nie można zawłaszczyć. Partycypacja to nie jest słuchanie trzeciego sektora, partycypacja to jest słuchanie obywateli. Niebezpieczeństwem w Polsce jest to, że jak powstaje program na rzecz dialogu społecznego, to on się często sprowadza tylko do konsultacji z trzecim sektorem. Ja nie chciałbym, żeby moja dzielnica konsultowała się tylko z organizacjami; chciałbym, żeby szukała takich miejsc, w których może komunikować sprawy z mieszkańcami. Oczywiście często jest tak, że organizacje są przedstawicielstwem, ale nie zawsze i to jest problem.(…)
KB: Na czym polega dawanie głosu?
PRR: Nie tylko na tym, że władza nas wysłucha. Polega też na tym, że my czasem posłuchamy władzy, bo często nasze problemy, nasz opór biorą się stąd, że my w ogóle nie wiemy, co się dzieje w samorządzie. Z jednej strony my jako mieszkańcy konsultujemy jakiś pomysł, mówimy o problemach, których być może radni nie zauważyli. W skrajnych sytuacjach interweniujemy, kiedy zauważamy złe funkcjonowanie administracji, a radny może coś zrobić. Z drugiej strony to jest „głos słuchający” – mieszkańcy powinni wsłuchać się w motywy decyzji władzy. My na co dzień możemy nie rozumieć, dlaczego coś się robi. Warto posłuchać, dlaczego budujemy w gminie kanalizację, a nie wodociąg. Może z perspektywy wójta warto zadbać o to, żeby ludzie w pierwszej kolejności mieli czystą wodę w studniach i w rzekach, a dopiero później wodociąg. Wzajemne dawanie sobie głosu ma takie cztery wymiary: konsultacyjny, diagnostyczny (mówienie o problemach, diagnozowanie ich), poznawczy – w sensie wzajemnego słuchania się i interwencyjny.
KB: Czy istnieje jakieś konkretne rozwiązanie, żeby organizacje pozarządowe działające na danym terenie były faktycznie przedstawicielem mieszkańców?
PRR: Nie wszystkie organizacje są stowarzyszeniem przyjaciół miejscowości X i ją reprezentują.
Część organizacji zajmuje się określonymi sprawami np. Pomocą dzieciom, osobom starszym, ekologią itd. Dlatego trzeba dbać o równowagę, żeby głosów przedstawicielskich było całe spektrum: nie tylko organizacje „od dzieci”, które wypowiadają się ze swojej perspektywy, lecz także stowarzyszenia mieszkańców, które przekażą głos w imieniu społeczności lokalnej. Ale jeśli one nie kontaktują się z mieszkańcami, nie są pozytywnym łącznikiem między nią a władzą, nie organizują spotkań, to wtedy będą reprezentować tylko siebie, a nie mieszkańców. W praktyce powinny one być w ścisłym kontakcie z mieszkańcami, uczyć ich dialogu i kontaktować z władzami – a to spotkanie z radnym, a to debata na temat budowy świetlicy, urządzenia parku. Trzeba budować przyzwyczajenie, że o sprawach lokalnych się rozmawia(…)
Mamy w Polsce taki problem, że nasza władza rzadko opowiada, my rzadko mówimy, ale też rzadko słuchamy. Często nie do końca wiemy, co się dzieje, np. Widzimy koparkę, która coś kopie i już protestujemy, że jest rozwalony chodnik, a w rzeczywistości to wymiana rur, o którą walczyliśmy od 20 lat, tylko nikt nam o tym remoncie nie powiedział. Ale profilaktycznie zaprotestujemy. Z drugiej strony jest zrozumiałe, że przy nawale prac samorządowców często nie starcza czasu na komunikację z mieszkańcami. No ale trzeba go znaleźć.
Z zasobów „Masz Głos Masz Wybór”