Nawet komary (że nie wspomnę o wilkach, aligatorach, skorpionach i jadowitych wężach) okazały się tak niezbędne dla ekosystemu, że w niektórych rejonach wdrożono ich ochronę[1]. Nic dziwnego, że przyszedł czas także na smoki.
Widzialne czy niewidzialne – ten fakt nagle stracił znaczenie – okazały się ważne, a może nawet niezbędne (wątpliwości dotyczą gatunków, nie rodzaju). Oczywiście zdania są na ten temat podzielone. Jedni twierdzą, że bez nich nie da się żyć, zaś inni upierają się, że wystarczą gadżety smokopodobne: cieszą, bawią[2] i prawie na pewno nie wywołują żadnych wstrząsów emocjonalnych (bo nie poruszają zanadto tego czegoś, co drży w środku – nie wiadomo: ze szczęścia, ekscytacji czy przedziwnego niepokoju – gdy znajdziemy się w zasięgu smoczej obecności).
A jednak zaraz po tym, jak podjęto decyzję, że z jakichś tajemniczych powodów dotychczasowy wieloletni Doglądacz Smoków nie ma tu już nic do roboty, do krainy na krańcu świata, z oczywistych względów nazwanej SmokoCity (dawniej: DragonFort), przybył posłaniec z Ministerstwa Kreatywności z nakazem utworzenia zaszczytnego stanowiska Głównego Opiekuna Kotów[3] i Smoków.
Niezwłocznie powołano najmędrszych Mędrców, którzy co prawda nie znali się na smokach, ale o dziwo – bez magii zwykle się to nie udaje, dlatego wezwano także jedną Czarownicę – umieli wskazać tego, który będzie w tej roli najlepszy. Tylko Mędrcy mogą to uczynić, bo przecież w sytuacji, gdy samo istnienie, a tym bardziej potrzeba ochrony przedmiotu opieki jest dyskusyjna, zwykły obywatel prędzej machnie ręką niż pochyli się nad pracą tak… karkołomną.
Mędrcy długo analizowali umiejętności każdego mieszkańca SmokoCity. Wykreślili pacholęta, tych, którzy nigdy nie słyszeli o smokach i tych, którzy nie tyle zaprzeczali faktom[4], co twierdzili, że istnienie tych pradawnych, starszych niż człowiek stworzeń jest im całkowicie obojętne. Na skutek tego odsiewu przed Mędrcami stanęło dwóch takich, którym spokojnie można było powierzyć smoki.
Mędrcy mieli obowiązek wyłonić najlepszego kandydata poprzez wzięcie go w krzyżowy ogień pytań. Ponieważ ten fakt bardzo ich zaskoczył (podczas żmudnego procesu wyłaniania kandydatów nie mieli przecież czasu uczciwie zgłębić tematu), odetchnęli z ulgą, gdy podsunięto im pod nos gotowe zagadnienia. Prawie każdy umiał je poprawnie przeczytać, prawie żaden nie rozumiał co czyta, ale na szczęście rozumieć miał kandydat, nie oni.
Rozmowy trwały długo[5].
Pierwszy kandydat – człowiek niewątpliwie uczciwy, oszczędny (smoki bywają kosztowne, dlatego to ważne!) i pracowity podzielił się swoim doświadczeniem i znajomością tematu: kiedyś był naprawdę blisko smoka. Prawie go pogłaskał. Miał już nawet plan oswojenia, ale – choć dostał za tę próbę godną zapłatę – zorientował się, że nie udzielono mu wsparcia, które faktycznie mogłoby zagwarantować sukces. To było ponad jego siły, więc postanowił się wycofać i zająć czymś innym. Nie wyjechał zbyt daleko. Co prawda nie zamierza wracać, ale poczuł, że smoki naprawdę są dla niego ważne, bardzo je ceni, dlatego jest gotów często je odwiedzać i obserwować, no i chętnie, acz nienachalnie podzieli się czasem swoimi spostrzeżeniami.
Drugi z kandydatów prawdopodobnie bardziej przykuł uwagę, bo wiele wskazywało na to, że w głowach niektórych Mędrców zrodziło się szczere zainteresowanie. Bez tego nie przeciągaliby rozmowy bez oglądania się na upływ czasu, prawdaaa?
Nic dziwnego – wiedzieli, że całe życie poświęcił smokom, chodziły słuchy, że wiele dla nich ryzykował; był znany z umiejętności obłaskawiania i troski o to, żeby mieszkańcy zechcieli je poznać z jak najlepszej strony; umiał o nich opowiadać, co więcej, robił to z przekonaniem i miłością. Był odważny, szalenie kreatywny i bardzo skuteczny, bo z biegiem czasu ludzka obojętność lub niechęć (może nawet smokofobia) przerodziły się w zaciekawienie, a niektórzy ku własnemu zdumieniu zdecydowali się na hodowlę[6].
Kandydat ów miał mnóstwo pomysłów na uratowanie, oswojenie i spopularyzowanie smoków. Bardzo wierzył, że nikt nie oprze się urokowi ich barwnych łusek i skrzydeł, że wystarczy tylko pokazać je światu! Nic dziwnego, że Mędrcy poczuli się nieco niezręcznie ze swoją znikomą znajomością tematu wobec jego niespożytej energii i pewności, że warto się tym z nimi podzielić.
Kandydat miał jedną wadę: smoki były dla niego zbyt ważne, zbyt często pracował dla nich ponad siły, co gorsza robił to społecznie! To źle świadczyło o jego instynkcie zachowawczym. Co gorsza, pokładał ogromne nadzieje w tym, że znajdzie chętnych do realizowania idei, które wydawały mu się uniwersalne, bo służące wspólnemu dobru. Za to silnym argumentem na korzyść był fakt, że kandydat mieszkał wśród smoków od zawsze, jego dzieci bawiły się ze smokami od urodzenia i generalnie obecność smoków w życiu całej rodziny była tak oczywista, że dla ludzi, którzy potrafią zwątpić we wszystko[7], wręcz irytująca.
Ich decyzja była oczywista.
Wybrali pierwszego kandydata.
————-
[1] Żebyśmy nie musieli kupować ptakom żarcia.
[2] Zwłaszcza z dużą ilością zawsze smocznego piwa.
[3] Żebyśmy nie musieli kupować smokom żarcia…
[4] Czasem lepiej milczeć na temat swoich podejrzeń, a tym bardziej przekonań.
[5] Tak długo, że Mędrcy, którzy nie mogli wziąć w nich udziału także odetchnęli z ulgą.
[6] Może lepszym słowem byłaby adopcja – na razie i tak wszystko było na etapie oczekiwania na przesyłkę ze smoczym jajem.
[7] …między innymi w przyjaźń, dobro, demokrację, miłość, Boga, prognozę pogody, tylko nie w rzetelność Mędrców wybierających specjalistów, którzy będą służyć całej społeczności.