Ruinersi to często po prostu Nasi Nowi Sąsiedzi.
Kupują stare domy i przywracają im świetność. Wciąż jeszcze niektórzy nazywają ich warszawką. Jeszcze parę lat temu było w tym trochę lekceważenia podszytego nutką zazdrości o domniemaną majętność, tudzież politowania dla miastowych, którzy nie do końca wiedzą, co czynią. Tymczasem niepostrzeżenie stają się częścią społeczności, nienachalnie, acz metodycznie wnosząc powiew świeżości i radość, że nasze – często opustoszałe i nieco wymarłe – maleńkie miejscowości budzą zainteresowanie i nabierają życia i blasku.
Moje doświadczenie i nietuzinkowe rozmowy z tymi zdeterminowanymi i niezwykle pracowitymi fascynatami naszej krainy rysują portret intrygujący i sympatyczny: decyzja o zakupie domu (często w postaci malowniczej ruiny) zapada pod wpływem impulsu albo zmęczenia (pracą, polityką, tempem życia i hałasem), ewentualnie przeczucia, że taki styl życia to droga donikąd.
Dlatego chcą się zatrzymać.
Zachwyca ich powietrze, światło, natura i cisza.
A my? Jak często doceniamy to, co dane nam było z urodzenia (a choćby i z przypadku)?
Spotkanie Ruinersów, w którym miałam przyjemność uczestniczyć w minione sobotnie popołudnie w Zabroście Wielkim, uświadomiło mi po raz kolejny, że – zaprawdę! – przyszło nam żyć w przepięknym i bezpiecznym zakątku.
Niektórzy mówią, że Mazury to koniec świata, a wiecie, co mówią Ruinersi?
Że to świata początek!
Wiejskie podwórko „Archeologów” zamieniło się w salon, amfiteatr i promenadę w jednym, a organizatorzy-gospodarze i goście (ponad 150 osób) stworzyli niezwykłą, familijną atmosferę: zainteresowani sobą nawzajem, prowadzący niespieszne pogaduszki, roześmiani i życzliwi. Między nimi nie mniej przyjazne psy, no i dzieci! – piękne to, krzepiące i serce radujące widoki…
Szczerze gratuluję Gospodarzom i Organizatorom spotkania – Ewie, Marcie i Januszowi.
Cieszy, że w tym wszystkim znalazła miejsce wrażliwość i muzyka Moniki Wierzbickiej, to dla niej tam byłam. Moniko: dziękuję 😊
Poniżej nagranie jednego z utworów. Moim skromnym zdaniem piosenka zaczynająca się od słów „Stary dom” już kwalifikuje się do hymnu Ruinersów – po kolejnym wysłuchaniu całości, tylko się w tym upewniłam, a zaskakujące zakończenie na zawsze pozostanie w mojej pamięci :). Sami oceńcie:
PS
Jak często zastanawiacie się, kto wcześniej mieszkał pod dachem, który teraz daje Wam schronienie?
Barbara Okurowska Budrewicz
Bardzo ciekawy artykuł.
Wielu ,,nowych,, pojawia się wokół nas, bardzo często patrzymy na nich z niezadowoleniem a nawet obawą. Nie dajemy im szans na zapoznanie się bliżej – a warto, bo to osoby, które wnowszą zmiany ale często pozytywne.
Jak sobie tak czytam, to czuję się ruinersem. Nie zawsze trzeba sprowadzić się skądinąd, żeby być stąd. Osiadłym na historii poprzedników. Tak czy inaczej: zacna brać. Podziwiać, doceniać i partycypować. Niech się zatem dzieje.
A to ciekawe! swoi nasi zawsze nie tacy,a rujnersi w porządku. co to się stało że autorka taka miła?zawsze krytyka zawsze wszystko nie takie a tu paczcie! a do nich nic nie mam tylko niech mi w drogę nie wchodzą. swoich już nauczyłem he he.
Tak, tak – jestem niepospolicie czepliwa, nieobiektywna i niemiła…
A tak bardziej merytorycznie?
Nie chcę byc niegrzeczna,ale ledwo sie powstrzymuje żeby nie wypalić czegoś panu ze wsi. Niech Pani Basia nie bierze do głowy i robi swoje bo to co robi jest dobre..
W imieniu ruinersów dziękujemy za ciepłe słowa. Miłe i trafione. Choć nikt nie twierdzi, że dokonano dogłębnej analizy motywów i zjawiska, obserwacja owszem celna i ciekawa ;). Niektórzy dzięki Pani Basi poczuli się tak, jakby sąsiadka przyniosła ciasto na powitanie nowych mieszkańców. Na naszej grupie wspomniano o Autorce, więc zadaliśmy sobie trud i przeczytaliśmy to i owo… Srokowo powinno być dumne – taki jest jednogłośny wniosek. Dziękujemy! 🙂
Przeczytałem i mam mieszane uczucia. Może takich osób, o których tu mowa, jest trochę. Ale większość, to niestety „warszawka”. Mam osobiste doświadczenia; ona niby artystka próbująca zaistnieć w lokalnym środowisku (wzbudza zachwyt, bo nowe zawsze pociąga), a on? Wykorzystuje konflikt rodzinny, by pod nosem kupić działkę (ojcowizna mojej Żony), bo go stać (!). Niby zachwycali się naszym mazurskim siedliskiem, a niedawno obok swego domu postawili fotowoltaikę. Cudowni!
Kurde,no ale to tak jak z mieszkańcami z dziada pradziada: Żadna grupa nie jest wolna od grzeszków, ale potknięcia jednych nie powinny obciążać całej grupy.To głupie. Zwyczajnie głupie, no sorry. Śledzę ich trochę ruinersów i wiem, że niektórzy walczą z farmami fotowoltaicznymi i są bardzo niepocieszeni gdy cywilizacja wkracza za bardzo w ich krajobraz i życie, a miejscowi stawiają panele w ogródkach nawet w domkach szeregowych przed domem, także ten… No weź nie generalizuj!
Nie generalizuję; wszak napisałem, że prawdziwych „ruinersów” jest trochę. Ale to naprawdę przykre, że ktoś zachwyca się Mazurami, a za chwilę to miejsce urządza „po swojemu” i jak mu pasuje. Żenująca postawa. Niestety, prawie mój sąsiad 🙁
To prawda, że postawy i wizje są różne, ale prawdą jest, że my sami też potrafimy te Mazury zmieniać na niekoniecznie lepsze. Warto o tym pamiętać. Zatem każdy ma trochę racji: generalizować nie trzeba, warto przyjąć z otwartymi ramionami i zaufać, ale dobrze jest mieć rękę na pulsie i nie bać się dzielić swoimi obserwacjami. Ruinersi, którzy są tu z miłości do Mazur, zrozumieją i docenią krytykę. Jestem o to spokojna 🙂 Ciekawe czy my też będziemy umieli posłuchać, jak oni widzą nas?
Dziękuję. Dobrze było Panią poznać :). Stary Dom ma ciąg dalszy. Rejestrujemy go w studiu i powstanie też do niego wideo / pocztówka ruchomo dźwiękowa. Do zobaczenia.
To było niezapomniane popołudnie…
Jestem baaardzo ciekawa co jeszcze się wykluje w „Starym Domu” 🙂
Pozdrawiam serdecznie.